W badaniach znajomości podstawowych zagadnień społecznych Polacy wypadli słabo.

MORI, druga co do wielkości brytyjska firma analiz społecznych, przeprowadziła w 14 krajach badania dotyczące znajomości podstawowych zagadnień społecznych. Polska wypadła słabo.

Publikacja: 06.11.2014 12:11

Michał ?Zieliński

Michał ?Zieliński

Foto: Fotorzepa, Kar Karol Zienkiewicz

Głupsi od nas okazali się tylko Włosi, Amerykanie i Koreańczycy. Syntetyczny wynik, zawsze bardzo niedokładny, jest jednak mniej ważny. Grozę budzi natomiast ujawniona skala głupoty. A przecież chodzi o kraj, w którym 20 proc. obywateli ma wyższe wykształcenie, przeciętny Kowalski poddawany był edukacji przez 12 lat i nie ma żadnych problemów z dostępem do informacji.

Mimo to Polacy są przekonani, że 5 proc. ich rodaków (czyli 2 mln osób) to muzułmanie, 42 proc. (16,5 mln) to emeryci, 14 proc. (5,5 mln) wyemigrowało za chlebem, 34 proc. pozostałych stanowią bezrobotni, a 18 proc. nastolatek jest w ciąży.

Oczywiście nie można wymagać, aby świadomy obywatel, decydujący o losach kraju w demokratycznych wyborach, uczył się statystyk na pamięć. Dobrą miarą nie tylko wiedzy, ale i inteligencji, jest jednak znajomość skali zjawiska. Gdy „przestrzelenie" wynosi od 2,5 do 50 razy, można przyjąć, że z wiedzą i inteligencją jest nie najlepiej. Przynajmniej w kwestiach społecznych, bo raczej nikt nie twierdzi, że woda kipi w temperaturze 20 stopni Celsjusza, a rowery jeżdżą z prędkością 500 km na godzinę (chociaż odsetek wierzących w pancerną brzozę pokazuje, że i z wiedzą techniczną nie jest najlepiej). Co przy tym charakterystyczne, wszystkie idiotyzmy są przeszacowaniem w taką stronę, że sytuacja w Polsce wygląda bardzo źle, gorzej niż w Zimbabwe. I tak źle jak teraz jeszcze nigdy nie było.

Niewątpliwie winę za ten stan ponosi nasz system edukacji. Nie tylko nie daje on podstawowej wiedzy o świecie, nie uczy myślenia i nie kształtuje ciekawości, ale także nie wyrabia nawyku stałego dowiadywania się, jak wygląda świat i Polska. Swoje dokładają instytucje komunikacji społecznej: politycy i media.

Istotna część wypowiedzi polityków to czysta demagogia. Staje się to wręcz standardem. Gdy ktoś oświadcza, że ceny wzrosną o 100 proc. (jak to było po szczycie klimatycznym), to jego rywal, aby zaistnieć, musi zalicytować 200 albo i 300 proc. Podsycają to media. Szczytem ich marzeń jest gościć polityka, który będzie sypał straszliwymi, nieweryfikowalnymi przez przeciętnego odbiorcę i nieprostowanymi przez dziennikarza liczbami. We własnej twórczości media postępują zresztą tak samo. I nie mam tu na myśli tylko dwóch największych tabloidów, bo można powiedzieć, że kto je czyta, sam sobie jest winien (choć oczywiście mamy tu sprzężenie zwrotne: jak ktoś jest głupi, to czyta i staje się jeszcze głupszy, dlatego trzeba mu serwować większe głupoty). Dotyczy to także mediów – wydawałoby się – poważnych. Do łez rozbawiła mnie ostatnio „Gazeta Wyborcza", której dziennikarze uważają chyba dzień bez wyolbrzymionej złej wiadomości za stracony. Gazeta ta zamieściła poradnik dla ubogich zatytułowany „Koniec miesiąca, a jeść trzeba. Oto tanie, ale efektowne dania". Zawierał on przepisy na: krewetkowe szaszłyki, pieczonego łososia i pstrągi w migdałach (z czego wnoszę, że Polacy, nie mając na kaszankę, z nędzy muszą jeść kawior). Za dziesięć dni wybory samorządowe. Uważam, że samorządy to najlepsza część naszego systemu politycznego. Z dumą patrzę, jak z roku na rok coraz lepiej funkcjonują miasta i gminy. Cieszy mnie także wzrost aktywności mieszkańców, wyrażający się choćby w tworzeniu budżetów obywatelskich (w moim 350-tys. mieście padł chyba rekord, bo w ustalaniu tego budżetu brało udział 20 proc. mieszkańców). Martwiła mnie zawsze niska frekwencja wyborcza. Przypomnę, że przed czterema laty wyniosła 43 proc. w I turze i 20,5 proc. w II turze. Tegoroczne prognozy wskazują, że może być jeszcze niższa.

Po przeczytaniu wyników badań dotyczących znajomości podstawowych zagadnień społecznych zastanawiam się jednak, czy niska frekwencja nie jest zjawiskiem pozytywnym. No bo jeśli do urn ruszyłyby 2 mln islamistów, z których co trzeci jest bezrobotny, to wyniki wyborów mogłyby być mocno zaskakujące.

Głupsi od nas okazali się tylko Włosi, Amerykanie i Koreańczycy. Syntetyczny wynik, zawsze bardzo niedokładny, jest jednak mniej ważny. Grozę budzi natomiast ujawniona skala głupoty. A przecież chodzi o kraj, w którym 20 proc. obywateli ma wyższe wykształcenie, przeciętny Kowalski poddawany był edukacji przez 12 lat i nie ma żadnych problemów z dostępem do informacji.

Mimo to Polacy są przekonani, że 5 proc. ich rodaków (czyli 2 mln osób) to muzułmanie, 42 proc. (16,5 mln) to emeryci, 14 proc. (5,5 mln) wyemigrowało za chlebem, 34 proc. pozostałych stanowią bezrobotni, a 18 proc. nastolatek jest w ciąży.

Pozostało 84% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację