Juncker ma wszystko do stracenia i wiele do zyskania. Nawet jeśli nie zostanie zmuszony do rezygnacji ze stanowiska, to jego autorytet jako odnowiciela Unii legnie w gruzach. Dla ambitnego polityka i przekonanego Europejczyka, a takim jest Juncker, stawka jest więc ogromna. I fakt, że jego rodzimy Luksemburg korzystał z doradztwa PwC i obecności setek ponadnarodowych korporacji, wcale nie musi być istotną przeszkodą. Warto zauważyć, że praktyki opisane przez konsorcjum międzynarodowych dziennikarzy śledczych sięgają okresu przed 2010 r. Od tego czasu Luksemburg dokonał ogromnych postępów w kierunku większej przejrzystości, jeśli chodzi o tajemnicę bankową i unikanie podatków. Gdy dziś w Unii dochodzi do dyskusji o kolejnych inicjatywach ograniczenia księgowych sztuczek koncernów, to wcale nie Luksemburg jest głównym hamulcowym. Protestują Austria, Wielka Brytania, Belgia czy Holandia. Każdy ma coś na sumieniu, choć niewątpliwie ujawniona skala Luxleaks robi wrażenie.
Nagłośnienie skandalu właśnie teraz jest też pożyteczne z innego względu. Za kilka dni w australijskim Brisbane spotkają się przywódcy 20 najważniejszych gospodarek świata, czyli G20. UE będzie tam reprezentowali sam Juncker i komisarz ds. gospodarczych Pierre Moscovici (Francuz). Oburzenie podatkowymi trikami jest na tyle duże, że politycy mogą się czuć przyparci do muru i bardziej chętni do przyjęcia opracowanych przez OECD wytycznych ws. automatycznej wymiany informacji podatkowych między krajami. Niewątpliwie proponowany przez OECD obowiązek publikowania przez firmy szczegółowych danych dotyczących kosztów i zysków z rozbiciem na kraje bardzo by pomógł: koncern musiałby pokazać, gdzie powstają jego zyski, a gdzie płaci podatki. Nic dziwnego, że firmy bardzo lobbują przeciwko tym planom. Czy politycy okażą się na ten lobbing odporni, okaże się wkrótce.