Prezydenta można podejrzewać o polityczną kalkulację – usiłuje zaczarować rzeczywistość i wmówić obywatelom, że za rządów jego i jego partii nic złego się w kraju nie dzieje. Natomiast redaktor naczelny „Rzeczpospolitej", człowiek spokojny i umiarkowany, jest przeciwnikiem radykalnych rozwiązań (takich jak ponowne wybory), gdyż – co mówił w czwartek rano w Polskim Radiu RDC i napisał w komentarzu na stronie internetowej www.rp.pl – obawia się podgrzewania nastrojów, „społecznej rewolty" i zniszczenia autorytetu samorządów.
Otóż głęboko nie zgadzam się z moim szefem. Jeśli umówiliśmy się, że w naszym kraju prawidłowym sposobem wyłaniania władz są demokratyczne wybory, to wszystkie kwestie dotyczące głosowania i liczenia głosów muszą być czyste, nie mogą budzić wątpliwości. A jeśli budzą wątpliwości tak powszechne, jak obecnie, to jedyną metodą jest unieważnienie wyborów i ich powtórzenie. Najlepiej pod kontrolą międzynarodowych obserwatorów. Bo właśnie okazało się, że sami nie byliśmy w stanie dopilnować wyborów, że polska demokracja jest mocno ułomna.
Choć o tym mówi się najwięcej, to głównym problemem, z jakim mamy dziś w Polsce do czynienia, nie jest wcale niesprawny system informatyczny zamówiony przez PKW. Jednak właśnie ten wadliwy system wywołał zamieszanie i zamącił wyborczą wodę, w której mogą łowić ryby wszyscy niezadowoleni z tych wyborów. Słyszymy w niektórych okręgach o ogromnej liczbie nieważnych głosów, o „dziwnych" wynikach często stojących w sprzeczności z exit pollem – czyli sondażem prowadzonym na ogromnej próbie wyborców w dniu głosowania. Po pierwszych sygnałach można podejrzewać, że protestów wyborczych będzie mnóstwo.
Niezależnie od ich liczby, bardzo wielu Polaków już teraz podejrzewa, że przy tych wyborach ktoś kręcił swoje lody. Używanie dziś określenia „odmęty szaleństwa" wobec ludzi obawiających się, że naruszone zostały procedury wyborcze i chcących przeprowadzenia nowego głosowania, pokazuje, iż gardzi się nie tylko tymi ludźmi, ale też demokracją.
Nie chcę tu wchodzić w kwestie konstytucyjne czy prawne, bo nie jestem specjalistą w tych dziedzinach, ale po wielu latach pracy w roli reportera sejmowego nie mam wątpliwości, iż gdyby największe siły polityczne miały taką wolę, to parlament mógłby przyjąć ustawę epizodyczną rozwiązującą wyłaniane w tych dniach władze lokalne i rozpisującą nowe wybory do samorządów. A jeśli stoi to w sprzeczności z konstytucją, to można ją zmienić. Nie może być tak, że przepisy nie pozwalają zapobiegać łamaniu zasad demokracji.