Pojawiają się poważne powody do podejrzeń, że być może same też ustalą, kto wybory wygrał. To komputerowy zamach stanu! – ostrzegają przerażeni wizją rodem wprost z „Matriksa" patriotyczni politycy, żądając natychmiastowego unieważnienia wyborów oraz odebrania władzy myszom (komputerowym) i oddania jej ponownie narodowi.
Ale na jednym ataku się nie kończy. Zbuntowani elektroniczni terroryści wzięli się jednocześnie do naszego narodowego przewoźnika kolejowego. Bezwzględni jak Terminator, jeździć mu niby pozwalają, ale nie pozwalają sprzedawać biletów. Czarne wizje każą się spodziewać, że już za miesiąc w Polskę ruszą puściutkie pociągi Pendolino (bez pasażerów, ale za to też sterowane przez komputery!). Pociesza jedynie to, że może wówczas przynajmniej nie będzie problemów z wprowadzaniem nowych rozkładów jazdy (przecież po przejęciu władzy nad koleją komputery nie będą przeszkadzać sobie samym).
Wszystkie te futurologiczne wizje brzmią bardzo pociągająco – zbuntowane roboty, przejmujące władzę komputery, szalejący złowrodzy hakerzy, bezradne państwo. Prawda jest, niestety, znacznie bardziej prozaiczna i smutna.
Po pierwsze, obie te historie (a także wiele innych) świadczą o niesłychanej słabości polskich instytucji publicznych i quasi-publicznych (jak koleje). Nieudolność staje w szranki z konserwatyzmem, brak wiedzy z obawą przed zmianami. Przygotowujący projekty informatyczne nie potrafią nad nimi zapanować, zaplanować odpowiednich środków i czasu na wprowadzenie i przetestowanie systemu. Spotykając się z firmami informatycznymi, nie potrafią sprecyzować swoich oczekiwań, wielokrotnie je zmieniając (oczywiście daje to również firmom szansę na łatwe wytłumaczenie się z własnych błędów i opóźnień).
Po drugie, wszystko to pokazuje wadliwe mechanizmy kontrolne paraliżujące realizację projektów. Urzędnicy nie są głupi – jeśli nie przyjmą jako głównego kryterium ceny, NIK przyczepi się do nich przy pierwszej kontroli. Ale za to, że realizacja projektu jest katalogiem wszystkich możliwych błędów, od zbyt niskiego budżetu do braku testów, raczej nikt głowy nie straci. No, może poza kierownictwem PKW (a jak wiadomo, sędziowie w stanie spoczynku i tak sobie w Polsce poradzą).