Teoretycznie największym atutem Netfliksa jest technologia pozwalająca na oglądanie wideo na dowolnym urządzeniu czy też streaming bezpośrednio na ekran telewizora. Teoretycznie, bo na polskim rynku już od lat mamy rozwiązania oferujące oglądanie wybranych pozycji na urządzeniach przenośnych czy też telewizorach ze SmartTV. Problemem pozostaje ich ograniczona oferta programowa i sama jakość połączeń.

Platformę do oglądania pełnej oferty programowej na różnych urządzeniach wprowadziła wiosną telewizja UPC. Można się przyczepić, że HorizonTV trafiła do użytkowników „pod przymusem". Jeśli ktoś nie chciał być nią uszczęśliwiony przez UPC, musiał z niej świadomie zrezygnować, inaczej po kilku miesiącach jego rachunek rósł. Ale pomijając handlowe sztuczki, technologicznie to spory krok naprzód.

Bez względu na platformę najważniejsze jest jednak to, co można na niej obejrzeć. A można to, do czego właściciel platformy ma prawa. Netflix będzie groźny, jeśli wejdzie na polski rynek z ofertą, której polskie stacje i kablówki nie mają. Jak pokazuje historia sklepu z muzyką Apple iTunes, z powodu lokalnych umów dystrybucyjnych jest to droga dość długa i wyboista. Wydaje się, że dla amerykańskich potentatów – takich jak ABC, Fox czy AMC – dużo korzystniejsze jest sprzedawanie swoich produkcji kanałom już w Polsce obecnym. W ten sposób produkowane przez AMC seriale, takie jak „The Walking Dead" czy „Breaking Bad", pokazywała w Polsce stacja Fox. Ale już inny obsypany Emmy hit „House of Cards" trafił do nas z opóźnieniem dzięki Canal Plus, który umieścił go w ofercie stacji Ale Kino.

Tylko że „House of Cards" wyprodukował właśnie Netflix. I właśnie w jego własnych produkcjach upatruję głównej przewagi amerykańskiej platformy. O inne supernowości prosto z USA może być w polskiej wersji serwisu raczej trudno. Byłoby to wbrew interesom obecnych już w Polsce międzynarodowych graczy.