Orłowski: Magiczny klucz dla Europy

Od dwóch dekad los ciężko doświadcza Europę, a zwłaszcza zachodnią część Unii. Najpierw, kiedy Ameryka kwitła – Europa z trudem osiągała byle jaki wzrost gospodarczy. Potem przyszedł kryzys, który znowu uderzył Europę silniej niż USA. Ledwie wykaraskała się z potężnej recesji w roku 2009, wpadła w nową w latach 2012–2013. Ledwie zdołała jako tako uporządkować problemy zadłużeniowe Południa i tę recesję zakończyć, a już zagraża jej następna.

Aktualizacja: 28.11.2014 08:02 Publikacja: 28.11.2014 07:56

Witold Orłowski, główny ekonomista PwC w Polsce

Witold Orłowski, główny ekonomista PwC w Polsce

Foto: Fotorzepa/Radek Pasterski

W różnych obszarach szuka się odpowiedzi na pytanie o receptę na obecne problemy Europy. W Komisji Europejskiej – i wśród rządów – dojrzewa idea, że wszystkiemu winne są pieniądze: zbyt niskie wydatki inwestycyjne i przestarzała infrastruktura. Warto więc sięgnąć po rady starego, poczciwego Keynesa i stworzyć wielki program publicznych inwestycji. Albo na 300 mld euro, albo 500 mld...

Problem w tym, że taki pomysł nie wydaje się odpowiadać skali wyzwań. Pieniądze oczywiście da się z rynku zebrać dzięki dobrej inżynierii finansowej, zwłaszcza że wcale ich w Europie nie brak. Ale, po pierwsze, nie będą to pieniądze gigantyczne, zdolne rozruszać gospodarkę (i cóż z tego, że dwa,trzy razy wyższe niż plan Marshalla, skoro dzisiaj stanowią odpowiednik zaledwie 0,2–0,3 proc. unijnego PKB!). A po drugie, głównym kłopotem Europy nie są zbyt niskie inwestycje publiczne, ale zbyt niskie inwestycje prywatne (firm). I mało prawdopodobne, by nawet spory program rozwoju infrastruktury miał to zmienić.

No dobrze, mówią inni. Problem to nie same pieniądze. Problemem jest tzw. narracja, czyli sposób, w jaki Europejczycy mówią o Europie (kto jeszcze nie zna tego słowa, radzę je zapamiętać – staje się dziś bardzo modne). Jak amerykańska waluta się wzmacnia, Amerykanie mówią: wspaniale. To pokazuje, jak wysokie jest zaufanie świata do gospodarki USA. Jak się osłabia, mówią: świetnie, wesprze to znakomicie nasz eksport. A w Europie, cokolwiek się dzieje, wszyscy dziś mówią: o, proszę, tak jak tego oczekiwaliśmy, właśnie nadciąga kolejna katastrofa!

Przy takiej pesymistycznej narracji nic dziwnego, że firmy nie chcą inwestować, a gospodarka nie chce rosnąć. Co z tym zrobić? Ano wystarczy wynająć kilku dobrych specjalistów od komunikacji, zmienić narrację i wszystko będzie dobrze.

I tak, i nie. To prawda, w Europie brakuje inwestycji, a europejska narracja jest przygnębiająca. Ale to wszystko nie wzięło się znikąd. Przez minione dekady w Europie nie udało się przełamać narodowych egoizmów w stopniu, który pozwoliłby na prawdziwą, pełną integrację wspólnego rynku. Nie udało się wypracować skutecznych sposobów sprawnego podejmowania decyzji w ramach Unii (zarówno w sytuacji zagrożeń ekonomicznych, jak i politycznych). Nie udało się zreformować anachronicznych systemów zabezpieczenia społecznego. I nie udało się rozbudzić w młodych ludziach ducha przedsiębiorczości i innowacyjności. To są prawdziwe problemy Europy, które trzeba rozwiązać. Bo bez ich rozwiązania nie pojawi się zaufanie – prawdziwy magiczny klucz do rozwiązania europejskich problemów.

Witold M.Orłowski główny ekonomista PwC w Polsce

W różnych obszarach szuka się odpowiedzi na pytanie o receptę na obecne problemy Europy. W Komisji Europejskiej – i wśród rządów – dojrzewa idea, że wszystkiemu winne są pieniądze: zbyt niskie wydatki inwestycyjne i przestarzała infrastruktura. Warto więc sięgnąć po rady starego, poczciwego Keynesa i stworzyć wielki program publicznych inwestycji. Albo na 300 mld euro, albo 500 mld...

Problem w tym, że taki pomysł nie wydaje się odpowiadać skali wyzwań. Pieniądze oczywiście da się z rynku zebrać dzięki dobrej inżynierii finansowej, zwłaszcza że wcale ich w Europie nie brak. Ale, po pierwsze, nie będą to pieniądze gigantyczne, zdolne rozruszać gospodarkę (i cóż z tego, że dwa,trzy razy wyższe niż plan Marshalla, skoro dzisiaj stanowią odpowiednik zaledwie 0,2–0,3 proc. unijnego PKB!). A po drugie, głównym kłopotem Europy nie są zbyt niskie inwestycje publiczne, ale zbyt niskie inwestycje prywatne (firm). I mało prawdopodobne, by nawet spory program rozwoju infrastruktury miał to zmienić.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację