Salik: Mistrzowie uszczęśliwiania klienta

Nikomu tak nie zależy na moim szczęściu, jak firmom, którym płacę. Nawet jeśli wcale nie chcę być uszczęśliwiony.

Publikacja: 28.11.2014 13:17

Salik: Mistrzowie uszczęśliwiania klienta

Foto: Fotorzepa

Operatorom telekomunikacyjnym, kablówkom, bankom czy ubezpieczycielom zależy tylko na szczęściu i satysfakcji swoich klientów. Uszczęśliwią nas nawet na siłę.

Zapewne dlatego mój operator starał się mnie przekonać, że z racji korzystania z jego usług przez 15 lat ma dla mnie super ofertę – co prawda będę rocznie płacić o 300 zł więcej, ale będę miał lepiej i więcej. Mimo nacisków nie podzieliłem tej opinii, podkreślając, że ja wcale więcej nie potrzebuję. Mój opór był tylko połowicznie skuteczny, bo operator i tak chciał lepiej i więcej dla wszystkich i zdążył rozesłać informację, że jego klienci muszą zapłacić o 5 zł więcej abonamentu miesięcznie, bo w trosce o wyższą jakość dostarczanych ich usług, on ponosi koszty. Nic dziwnego – tylko mnie jego koszty, jako klienta najmniej obchodzą. Najbardziej interesują mnie moje koszty. I chyba nie jestem tu odosobniony.

Mniej więcej w tym samym czasie kablówka z której usług korzystam, włączyła mi nową supernowoczesną usługę, pozwalającą na oglądanie jej oferty programowej na dowolnym urządzeniu przenośnym. Sądząc po nazwie miało mi to poszerzyć horyzonty. Haczyk był jeden – jak z niej nie zrezygnuję, to za trzy miesiące mój rachunek wzrośnie. Zrezygnowałem więc niezwłocznie, bo szczerze mówiąc nie mam czasu, ani potrzeby oglądać seriali, występów kabaretów czy żużla (pijąc nieco do reklamy internetowej kablówki) gdziekolwiek bym był. Uważam to za stratę czasu. Niestety na tydzień przed deadlinem, okazało się, że moja rezygnacja była bezskuteczna, więc musiałem powtórzyć ten proces. Moje szczęście okazało się dla operatora ważniejsze, niż moja niechęć do produktu.

Niedawno zadzwonił na mój numer komórkowy pracownik jego konkurenta z nieśmiałym pytaniem, czy nie miałbym przeciwko, gdyby przedstawił mi bezkonkurencyjną cenowo ofertę. Na pytanie, skąd ma mój numer telefonu (nigdy nie byłem klientem tej firmy) usłyszałem szczere: „Jak to skąd? Z kartki”. Powiedziałem, że oddzwonię. Kłamałem.

Moje szczęście nie byłoby pełne, gdyby nie zechciał o mnie zadbać również mój bank, z którym jestem związany od lat bodajże 15. Jego rewolucyjna oferta to wprowadzona ponad rok temu platforma transakcyjna. Jest przeurocza – zintegrowana z Facebookiem, ma mnóstwo funkcji, a za niektóre czynności przyznaje mi wirtualne puchary, medale i inne równie bezużyteczne nagrody motywacyjne. Przedarcie się, przez jej wizualną natarczywość i dobrnięcie do funkcji, z których od lat korzystałem, a ich realizacja zajmowała mi minutę, wymaga sporego poświęcenia. I jeszcze platforma jest wizualnie dynamiczna – technologie jak flash czy Java nie są jej obce, więc mam pewne wątpliwości co do jej bezpieczeństwa.

Nie dziwcie się więc, że od roku omijałem ją szerokim łukiem, bo po co mi właściwie wirtualny puchar, kiedy ja tylko chcę zrobić przelew, by mieć coś na karcie debetowej? Niestety – właśnie dostałem SMS-a, że bank wyłączył mi dostęp do starego serwisu i mogę teraz w  pełni nacieszyć się nowym. Chyba zmienię bank. Bo nie mam 15 lat, żeby podniecać się grywalizacją w usługach finansowych. Wystarczy mi dobry procent i szybki dostęp. Nawet im to powiedziałem. Chyba, źle zrobiłem bo tydzień później mój ulubiony serwis bankowy został wyłączony. No przecież nie mogę wiedzieć lepiej od banku, co jest mi potrzebne? Co ciekawe żaden z moich znajomych, korzystających z usług tego banku nie jest zadowolony z nagłej zmiany. I wszyscy myślą o migracji.

Podsumowując – przykro, że firmy z których usług na co dzień korzystam, bardziej zainteresowane są swoim zyskiem niż moją satysfakcją. Ale to akurat nie jest zaskakujące. Gorzej, że mówią mi w oczy coś zupełnie innego – wmawiając mi potrzeby, których nie mam. I to odpłatnie.

Co do banku – infantylizowanie usług finansowych może być dobre, gdy ktoś chce, by jego główną grupą docelową byli 20-latkowie. Przeczy to jednak statystyce, na którą żaden bank nie powinien być obojętny – to nie 20-latkowie dysponują nadwyżkami finansowymi i oszczędnościami, które mogliby lokować w jego produkty. Jestem w stanie zrozumieć, że firma chce być trendy – ale wtedy może sobie zmienić logo czy cały system corporate identity, a prezes może zacząć chodzić w kolorowym marynarkach i koniecznie z iPadem pod pachą, bo w końcu bankowość mobilna to przyszłość. Mógłby się jednak bardziej przejąć teraźniejszością.

Operatorom telekomunikacyjnym, kablówkom, bankom czy ubezpieczycielom zależy tylko na szczęściu i satysfakcji swoich klientów. Uszczęśliwią nas nawet na siłę.

Zapewne dlatego mój operator starał się mnie przekonać, że z racji korzystania z jego usług przez 15 lat ma dla mnie super ofertę – co prawda będę rocznie płacić o 300 zł więcej, ale będę miał lepiej i więcej. Mimo nacisków nie podzieliłem tej opinii, podkreślając, że ja wcale więcej nie potrzebuję. Mój opór był tylko połowicznie skuteczny, bo operator i tak chciał lepiej i więcej dla wszystkich i zdążył rozesłać informację, że jego klienci muszą zapłacić o 5 zł więcej abonamentu miesięcznie, bo w trosce o wyższą jakość dostarczanych ich usług, on ponosi koszty. Nic dziwnego – tylko mnie jego koszty, jako klienta najmniej obchodzą. Najbardziej interesują mnie moje koszty. I chyba nie jestem tu odosobniony.

Pozostało 80% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację