Z początkiem nowego roku Litwa dołączyła jako 19. kraj UE do strefy euro. Jak się wydaje, obyło się bez znaczących podwyżek cen i bez społecznego niezadowolenia, a większość Litwinów uznała niełatwą drogę, którą kraj musiał pokonać w celu przyjęcia wspólnej waluty, za rzecz oczywistą.
Biorąc pod uwagę to, co widzimy dziś w Polsce – obawy i niechęć większości społeczeństwa, katastroficzne wizje co do przyszłości euro, którymi epatuje część mediów, niechętne opinie dominujące w świecie politycznym – zdecydowana postawa Litwy może dziwić. A tymczasem nie ma wcale powodów do zdziwienia. Bo trzeba sobie jasno powiedzieć: decyzja o wprowadzeniu w kraju euro ma wprawdzie poważne konsekwencje ekonomiczne, ale jest przede wszystkim decyzją polityczną.
Ekonomia wprowadzenia euro
Ekonomistom trudno jest udzielić jednoznacznej i bezwarunkowej odpowiedzi na pytanie, czy wprowadzenie euro będzie korzystne dla polskiej gospodarki czy też nie. Albo ściślej mówiąc – jednoznacznej i bezwarunkowej odpowiedzi udzielają głównie ekonomiści o dość radykalnych poglądach, opartych bardziej na ideologii (pro- lub ant-europejskiej) niż na logicznej analizie. Ci, którzy starają się trzymać ekonomicznej logiki, zazwyczaj wprowadzenie euro popierają, ale wskazują na wiele warunków, które muszą być spełnione, by wspólna waluta rzeczywiście przełożyła się na szybszy rozwój kraju.
Dlaczego? Przede wszystkim dlatego, że wprowadzenie euro wiąże się z pewnym rachunkiem zysków i strat. Świadomie rzecz upraszczając, należy powiedzieć, że główną korzyścią z wprowadzenia euro byłby dla Polski stabilny dostęp do taniego kapitału. Kapitał jest tani tam, gdzie jest go dużo w stosunku do potrzeb, a drogi w miejscach, gdzie jest go relatywnie mało. W Europie wielkimi zasobami kapitału dysponują zamożne kraje zachodnioeuropejskie. Z kolei kraje wschodniej części kontynentu są stosunkowo ubogie, a ich potrzeby inwestycyjne są wielkie – zazwyczaj znacznie większe niż zasoby kapitału, które są do dyspozycji. Rzecz jasna, inwestycje kapitałowe przynoszą tam znacznie wyższy zwrot w porównaniu z Europą Zachodnią, więc nawet bez wprowadzenia euro kapitału nie trzeba specjalnie zachęcać do tego, by do nas przepływał. Wystawia to jednak Polskę na ryzyko związane z wahaniami napływu kapitału. Znaczny wzrost napływu kapitału tworzy natychmiast presję na aprecjację waluty, utrudniając sytuację polskich eksporterów. Z kolei gwałtowny spadek napływu kapitału tworzy presję na dewaluację, stawiając w trudnej sytuacji kredytobiorców (nie tylko 800 tys. frankowiczów, ale też wiele polskich firm, które mają długi w walutach obcych). Znaczne wahania kursu tworzą też zagrożenie dla stabilności cen, a w sytuacji skrajnej – dla stabilności całego systemu bankowego.
Wprowadzenie euro oznaczałoby, że kurs walutowy przestałby reagować na zmiany skali napływu kapitału. Oznaczałoby to dla gospodarki stabilność i przewidywalność, a dla firm łatwość gromadzenia niedrogiego kapitału na inwestycje. Dodatkowym plusem byłby wzrost zaufania do waluty – w warunkach członkostwa w strefie euro całkowicie znika ryzyko, że emisja waluty może zostać dostosowana do bieżących krajowych potrzeb politycznych (np. „majstrowania" pieniądzem przed wyborami, z ryzykiem późniejszego wzrostu inflacji). Słowem, wprowadzając euro, gospodarka polska zyskałaby tańszy kapitał i znacznie większe niż dziś gwarancje stabilności.