Zdecydowali, że coś ujawnią. Szef „Solidarności" Piotr Duda ogłosił w telewizyjnych „Wiadomościach", że dialog to respektowanie w pełni żądań związków, i dodał – tajną zapewne w jego mniemaniu – sensację: Jarosław Zagórowski, szef Jastrzębskiej Spółki Węglowej, jest moim zastępcą w Pracodawcach RP! Kilkanaście minut później w konkurencyjnej stacji Jan Guz, szef OPZZ, wykazał się jeszcze bardziej i poinformował, że zarząd JSW kosztuje rocznie ponad 5 mln zł, a w ciągu roku jego wynagrodzenia wzrosły o 500 tys. zł. Mamy więc związkowe WikiLeaks, ale szyte jak barejowski „Miś": na naszą miarę. Ujawniono fakty, które nie są tajemnicą. A przecież związkowcy mogli podać kilka informacji, które zainteresowałyby widzów.
Choćby tę, że w zeszłym roku JSW wydała na związki zawodowe 14,2 mln zł. Ile z tego przeznaczono na działania motywowane troską o miejsca pracy? Jeśli cokolwiek, to najwyżej kwotę po przecinku, bo 14 mln zł pochłonęły wynagrodzenia funkcjonariuszy. Wzrosły one również przez rok o 2,3 mln złotych. Dla pełnego obrazu: średnie wynagrodzenie pracownika JSW wyniosło w ubiegłym roku 8414 zł brutto.
Związkowe ataki na Jarosława Zagórowskiego przywodzą na myśl słowa Tadeusza Boya Żeleńskiego o tym, że „krytyk i eunuch z jednej są parafii, obaj wiedzą jak, żaden nie potrafi".
Bo to właśnie ten świetny menedżer dba o miejsca pracy w JSW z równą troską jak związkowi przywódcy o swoje wysokie pensje. Na sytuację reaguje zawczasu i dlatego uczciwie mówi, że związki zawodowe nie mogą być barierą dla restrukturyzacji przedsiębiorstwa. Że nie mogą kontestować zmian, które są konieczne w gospodarce rynkowej. Dzięki uczciwemu, twardemu i realistycznemu stawianiu sprawy zatrudnia ludzi i płaci pensje i po pieniądze nie sięga do kieszeni podatników, co jest związkowym remedium na wszystkie bolączki.
Związkowi liderzy swojego czasu nieźle zarobili na debiucie giełdowym JSW, a teraz odwracają się od swojej kopalni, działając na szkodę przedsiębiorstwa, którego rzekomo bronią.