Kilka międzynarodowych instytucji finansowych, z Bankiem Światowym włącznie, zrewidowało ostatnio w dół swoje prognozy dla światowej gospodarki. Jak to pogodzić ze zdecydowanym spadkiem cen ropy naftowej, który powinien sprzyjać rozwojowi większości państw, oraz coraz szybszym tempem wzrostu USA – wciąż największej gospodarki świata?
Franziska Ohnsorge: Literatura na ten temat sugeruje, że spadek średniej rocznej ceny ropy naftowej o 30 proc. powinien podwyższyć tempo wzrostu światowej gospodarki o około 0,5 pkt proc. Uważamy jednak, że to byłby zbyt optymistyczny scenariusz. Po pierwsze, dziś przecena ropy naftowej to w dużej mierze efekt słabego popytu na ten surowiec, czyli odzwierciedlenie spowolnienia światowej gospodarki. Po drugie, dawniej spadek cen paliw oddziaływał na gospodarkę m.in. za sprawą reakcji banków centralnych, które łagodziły w takiej sytuacji politykę pieniężną. Teraz, gdy w wielu krajach stopy procentowe są na rekordowo niskim poziomie, banki centralne nie mogą już wiele zrobić, aby poprawić koniunkturę. Z tych powodów sądzimy, żę przecena ropy naftowej doda do tempa wzrostu światowej gospodarki około 0,1 pkt proc. To efekt tak mały, że może zostać z nawiązką zniwelowany przez problemy specyficzne dla poszczególnych regionów i krajów, które pogarszają ich perspektywy. Te problemy są ewidentne w Rosji czy strefie euro, ale mają je też Brazylia, Indonezja, Tajlandia i wiele innych państw.