W ciągu pierwszych trzech miesięcy roku takich ofert było aż o jedną czwartą więcej niż przed rokiem.
Po fali zapowiedzi zwolnień w bankach i firmach telekomunikacyjnych to oznaka zmian na rynku pracy, która może zwiastować ożywienie. Marketing bowiem to branża, która jest bardzo podatna na cykle koniunkturalne. Gdy gospodarka się schładza, a popyt na produkty i usługi spada, to właśnie wydatki na marketing i reklamę są w pierwszej kolejności ograniczane przez firmy szukające oszczędności. Gdy koniunktura wraca, wraca też zainteresowanie specjalistami od marketingu.
Nie jest to jedyny symptom ożywienia na rynku pracy, które może się przełożyć na całą gospodarkę. Przybywa bowiem firm, które szukają fachowców od relacji pracowniczych (HR). Te działy odpowiadają zwykle za rekrutacje. Wydaje się więc logiczne, że gdy firmy szukają specjalistów HR, kolejnym ich krokiem będzie zwiększanie zatrudnienia.
Zazwyczaj czynnikiem wyprzedzającym koniunkturę gospodarczą było rosnące zatrudnienie w budownictwie. Bo jeśli przybywa nowych inwestycji mieszkaniowych czy biurowych, to znaczy, że Polacy zaczynają wyciągać oszczędności i inwestować, zwykle zaciągając przy tym kredyty. A rozwój akcji kredytowej jest najważniejszym symptomem ożywienia.
Czy tak będzie tym razem? Wciąż jeszcze trudno powiedzieć, bo za wzrostem liczby ofert pracy w branży budowlanej w I kwartale mogła stać też ciepła zima. No i gdyby akcja kredytowa się rozkręcała, to banki nie zwalniałyby tysięcy pracowników. Tyle że zyskom banków nie służą niskie stopy procentowe. Przynajmniej teoretycznie, bo zeszły rok cały sektor zamknął rekordowym wynikiem.