Zacznijmy od tego, że same wymagania przetargowe zostały źle napisane. Chodziło wszak o średniej wielkości śmigłowiec transportowy, który mógłby być też używany do zadań bojowego ratownictwa lotniczego (czyli podejmowania personelu ewakuowanego z wrogiego terytorium), zwykłych zadań ratowniczych i do zwalczania okrętów podwodnych.
Oczywiście, w pierwotnych planach zakupu 70 śmigłowców najważniejsza miała być wersja transportowa, dla zastąpienia Mi-8 i Mi-17. I tu od razu pojawiają się schody. Mi-8 i jego nowsza wersja wpisywały się w model radziecki jako wielozadaniowy śmigłowiec transportowy do wysadzania taktycznych desantów powietrznych, zaopatrywania wysuniętych oddziałów i jako powietrzne stanowisko dowodzenia. Jednakże nawet w ZSRR był on uzupełniony ciężkim śmigłowcem Mi-6, a później Mi-26 do transportu najcięższego sprzętu. Udźwig Mi-8 i Mi-17 oraz wyposażenie go w tylną rampę ładunkową pozwalało na stosowanie go w wielu państwach w roli śmigłowca do transportu cięższego sprzętu dla stosunkowo lekko uzbrojonej piechoty powietrzno-desantowej.