Gdy się okazało, że nowy segment rynku rośnie błyskawicznie, w przeciwieństwie do kurczącego się popytu na tradycyjne papierosy, doszło do małego zawieszenia broni.
Jego efektem jest rozwijanie przez koncerny tytoniowe dystrybucji elektronicznych papierosów, a także przejęcia już działających w e-branży firm. Na pozór wygląda to na podcinanie przez koncerny gałęzi, na której siedzą, ale przecież nowe trendy rynkowe zmusiły już wiele potęg w innych branżach do rewizji strategii.
Producenci alkoholi mocnych w odpowiedzi na zmiany zachowań konsumentów wprowadzili do sprzedaży gotowe drinki. Firmy znane z dystrybucji napojów gazowanych dodały do oferty soki i wody, a fast foody zaczęły sprzedawać sałatki, co jeszcze dziesięć lat temu przyjęto by pukaniem się w czoło.
Firmy muszą reagować na zmiany, które mogą zagrozić podstawom ich egzystencji. Teoretycznie powinno się temu przyklasnąć, bo konsument zyskuje możliwość wyboru. Takie strategie mają jednak drugą stronę medalu, gdyż konsument zniesmaczony praktykami jednej marki może mieć kłopot ze znalezieniem oferty prawdziwej konkurencji. Proponuję uważną lekturę napisów na opakowaniach kosmetyków – marek jest wiele, ale ich właścicieli tylko kilku. Czasami marki o zupełnie sprzecznym pozycjonowaniu znajdują się w tych samych rękach. To kolejny efekt globalizacji, z którym coraz trudniej jest walczyć. Ale są na to sposoby.
Najlepiej stawiać na ofertę małych, lokalnych producentów. Ich produkty są jednak zazwyczaj dużo droższe. Okazuje się, że globalizacja ma też swoje zalety: masowa produkcja i dystrybucja pozwalają obniżać koszty.