150 mld euro. Słownie: sto pięćdziesiąt miliardów euro. Czyli ponad 600 mld zł. Tyle środków na zakup uzbrojenia będzie można pożyczyć z unijnego instrumentu SAFE, który zaraz wejdzie w fazę realizacji. Będą one mniej oprocentowane, niż to, co samodzielnie może na ten cel pożyczyć rząd Polski. Biorąc pod uwagę, że Niemcy, Francja czy kraje skandynawskie mają dostęp do tańszego pieniądza, może się okazać, że to Polska będzie głównym pożyczkobiorcą z tego źródła. Możliwe jest to, że w ciągu najbliższych kilkunastu miesięcy będziemy chcieli złożyć projekty zakupu uzbrojenia na grubo ponad 100 mld zł.
Mniej znaczy więcej
Instytucją, która odpowiada za zakupy zbrojeniowe w Polsce jest Agencja Uzbrojenia. Obecnie, po nieznacznym wzroście, pracuje w niej nieco ponad 500 osób, które odpowiadają za zawarcie ok. 400 – 450 umów rocznie. Wartość realizowanych obecnie kontraktów przekracza 500 mld zł. To środki olbrzymie – ich wartość w ciągu ostatnich pięciu lat wzrosła pięciokrotnie. Poza tym, że ludzie odpowiedzialni za miliardowe kontrakty często zarabiają nieproporcjonalnie mało, to zwyczajnie liczba urzędników/żołnierzy przydzielonych do tych zadań jest niewystarczająca, by je szybko realizować.
To jest szczególnie istotne w momencie, gdy w krótkim czasie, w ciągu najbliższych kilku – kilkunastu miesięcy, trzeba będzie przygotować projekty do Komisji Europejskiej, by pozyskać środki na zakup uzbrojenia. Jeśli nie chcemy tej szansy na korzystne kredyty zmarnować, powinniśmy już teraz zacząć wzmacniać instytucję, która ma te środki zagospodarować. Bo w tym wypadku, jeśli chcemy zapłacić mniej, to najpierw państwo powinno wydać więcej.
Czytaj więcej
Choć wicepremier Kosiniak-Kamysz właśnie ogłasza kolejny kontrakt na sprzedaż polskiego uzbrojeni...
Kupmy, a potem się jakoś ogarnie
Przy okazji wzmocnienia AU, które jest pilnie potrzebne, warto wrócić do pomysłu zmiany zarządzania sprzętem w Wojsku Polskim. Obecnie działamy w codziennie zdumiewającym mnie systemie, gdzie za zakup na przykład śmigłowca odpowiada jedna instytucja, a już za jego utrzymanie, zakup części, serwisy i modernizację odpowiada druga instytucja. To oznacza, że sprawy, które powinno się załatwiać przy okazji zakupu – przed podpisaniem umowy, bo wówczas zdolność negocjacyjna armii jest duża, załatwia się później, gdy sprzęt mamy. Oczywiście wówczas nasza siła negocjacyjna jest znacznie mniejsza. A to oznacza mniej korzystne warunki i… znacznie większe koszty. Naturalnym ruchem wydaje się więc połączenie tego procesu obsługi sprzętu, a więc Agencji Uzbrojenia i Inspektoratu Wsparcia. To może sobie za cel postawić przyszły prezydent, ktokolwiek nim zostanie.