Reklama
Rozwiń

Greenpeace: Strategia PGE, czyli węgiel Schroedingera

Największy polski emitent gazów cieplarnianych przedstawił swoją strategię do 2035 roku. Węgiel w niej jest i go nie ma.

Publikacja: 14.07.2025 09:58

Kilkanaście osób działających aktywistycznie w Greenpeace weszło przed świtem 7 kwietnia 2025 r. na

Protest Greenpeace w kopalni Turów pt "Węgiel jest skończony. Premierze, zadbaj o ludzi"

Kilkanaście osób działających aktywistycznie w Greenpeace weszło przed świtem 7 kwietnia 2025 r. na teren kopalni odkrywkowej Turów i wspięło się na jedno z urządzeń, o wysokości 13-piętrowego bloku mieszkalnego

Foto: Greenpeace

W eksperymencie myślowym dotyczącym mechaniki kwantowej kot może żyć i nie żyć równocześnie - to ów słynny kot Schroedingera. W eksperymencie Polskiej Grupy Energetycznej PGE, przedstawionym jako jej strategia do 2035 roku, mamy do czynienia z węglem Schroedingera. Żyje i nie żyje równocześnie.

Potwierdza tę unikalną właściwość sam prezes PGE Dariusz Marzec w niedawnym wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”, pytany, czy do 2035 roku firma pożegna się z węglem. „Tak i nie” - pada odpowiedź. Potem idzie dużo waty słownej, bo - wiadomo - prezes największego polskiego koncernu energetycznego za wiele niewygodnej prawdy powiedzieć nie może.

Wygląda na to, że węgla po 2035 roku nie będzie

Spróbujmy zatem sami tę dwoistą naturę węgla w strategii PGE rozgryźć. Mimo braku oficjalnego potwierdzenia, wygląda na to, że węgla po 2035 roku nie będzie, ponieważ jako przedsiębiorstwo PGE musi kierować się rachunkiem ekonomicznym, a węgla ekonomicznie uzasadnić się nie da. W swojej strategii spółka wprost mówi o tym, że bloki węglowe są dla niej finansowym obciążeniem i będą generować straty (ujemna EBITDA). Ich dalsze funkcjonowanie uzależnia od dopłat z budżetu państwa do wytwarzania energii.

Dla organizacji zajmującej się ochroną klimatu i środowiska to akurat dobrze. Możemy stawiać niewygodne pytania o węgiel, bo jego kopanie i spalanie oznacza po prostu marnowanie miliardów złotych z kieszeni podatników i z kieszeni odbiorców energii (tak się składa, że to najczęściej ci sami ludzie). Węgiel jest nie tylko brudnym i emisyjnym źródłem energii, ale też nieopłacalny I PGE to wie. Wszyscy to wiemy. Węgiel jako przedmiot racjonalnego myślenia po prostu jest martwy. Dlaczego więc równocześnie żyje?

Kiedy zamknięcie Bełchatowa i Turowa?

Węgiel Schroedingera, a rather prezesa Marca żyje, bo rząd Donalda Tuska nie ma odwagi zabrać się za rzecz niespecjalnie wymagającą, jak na rząd szóstej gospodarki w Europie i dwudziestej na świecie (właśnie awansowaliśmy na to miejsce). Chodzi o wyznaczenie daty odejścia od węgla. Choć większość starszych bloków w elektrowniach węglowych PGE ma już wyznaczone daty zamknięcia np. elektrownia Rybnik zamknie się w 2027 r., Dolna Odra zostanie wyłączona jeszcze w tym roku, elektrownia Bełchatów ma działać do 2035 roku, a nadal nic oficjalnie nie ogłoszono w sprawie zamknięcia nowo wybudowanych bloków węglowych w Opolu i Turowie, który spala węgiel z pobliskiej kopalni odkrywkowej węgla brunatnego.

Reklama
Reklama

Odkrywka Turów, zgodnie z obowiązującą koncesją, ma działać do 2044 roku. My wiemy, PGE wie i rząd także, że jej utrzymanie po 2035 roku będzie nieopłacalne. Jednoznaczne ogłoszenie, że węgla w Turowie po 2035 roku wydobywać się nie da to być albo nie być dla regionu turoszowskiego. Samorząd i mieszkańcy chcą znać prawdę, bo tylko dzięki niej będą mogli opracować adekwatny plan sprawiedliwej transformacji i wykorzystać miliardy euro z europejskiego Funduszu… Sprawiedliwej Transformacji.

Czytaj więcej

Alina Pogoda: Czy polskie regiony węglowe zostaną na lodzie?

Groźba zapaści społeczno-gospodarczej

Te pieniądze czekają. Są miejsca w Polsce, gdzie są wydawane z sukcesem (na przykład w odchodzących od węgla brunatnego regionach konińskimi i bełchatowskim). Nie wiedzieć czemu, rząd nie chce, by podobnie stało się w regionie turoszowskim, gdzie kompleks górniczo-energetyczny Turów wciąż zatrudnia ok. 3600 osób, mimo że – co jak co – odkrywkowa kopalnia węgla brunatnego i bloki go spalające nie mają żadnej przyszłości. Dlaczego? Po pierwsze dlatego, że do wyznaczonego terminu, do kiedy rząd będzie do Turowa dopłacał w ramach zagwarantowanego finansowania z rynku mocy, czyli do 2035 roku, dotrwa już tylko jeden blok.

To słynny ze swojej awaryjności i częstych przestojów blok siódmy, oddany do (nie)użytku w 2021 roku za 4,3 miliardy złotych. Pozostałe bloki dochodzą stopniowo do swego technologicznego kresu i będą planowo wygaszane w najbliższych latach. Zatem najpóźniej w 2035 roku na podtrzymywanie schyłkowej działalności Turowa zabraknie pieniędzy podatnika i regionowi zagrozi niekontrolowane zamknięcie kompleksu i zapaść społeczno-gospodarcza, podobna do tej, jaka przed laty dotknęła region wałbrzyski.

Samorządy liczą na decyzję rządu

Jest też drugi powód nieuchronności zamknięcia Turowa. Mianowicie, jednostki opalane węglem są najmniej elastyczne ze wszystkich konwencjonalnych aktywów wytwórczych. A – jak sama PGE głosi – ich strategia zakłada, że przyszłe jednostki opalane paliwami kopalnymi mają służyć jako komplementarne dla bezemisyjnych źródeł energii. I mają być maksymalnie elastyczne. Elastyczność to zresztą ulubione słowo autorów strategii PGE. Turów jest zaprzeczeniem elastyczności. Wszyscy to wiemy.

W kwantowe współistnienie eksploatacji i nieeksploatacji kompleksu górniczo-energetycznego Turów nie wierzą władze gmin regionu i powiatu zgorzeleckiego i domagają się od rządu realistycznej daty odejścia od węgla. Region potrzebuje jednoznacznej, formalnej decyzji w sprawie zakończenia wydobycia i spalania węgla w Turowie, aby móc przygotować plan sprawiedliwej transformacji i wziąć na niego miliardy złotych z UE. Jednak z nowej strategii PGE wynika, że koncern ma w nosie prorozwojowe aspiracje i kalkulacje samorządów, liczących na unijne pieniądze. PGE zakłada, że na podtrzymywanie przy życiu nierentownego kompleksu po prostu dostanie od rządu pieniądze z kieszeni polskich podatników.

Reklama
Reklama

Jakie są przyczyny blackoutu w Hiszpanii

Oburzające są też ponawiane w kontekście nowej strategii PGE twierdzenia prezesa Marca, że rzekoma potrzeba utrzymywania mocy w blokach węglowych ma związek z elastycznością systemu energetycznego. We wspomnianym już wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” Prezes Marzec odwołał się do niedawnego blackoutu w Hiszpanii, sugerując, że jego sprawcą była niestabilność odnawialnych źródeł energii. Tymczasem rząd hiszpański kilka dni później przedstawił szczegółową analizę przyczyn blackoutu i wskazał, że zawiodła energetyka konwencjonalna przewidziana do stabilizowania systemu, w którym OZE odgrywają znaczącą rolę w produkcji energii elektrycznej. Więc nie, to nie nadmiar OZE w systemie – wbrew powszechnej dezinformacji i wbrew sugestii prezesa PGE – spowodował katastrofę, ale zawodność tradycyjnej jednostki i nieelastyczność systemu opartego na blokach projektowanych do pracy ciągłej, takich jak te w Turowie.

Czytaj więcej

Wiadomo, co spowodowało blackout w Hiszpanii. Kto odpowiada za ten błąd?

Spór o bloki gazowe

Co ciekawe, zapowiadana w strategii elastyczność ma być w najbliższej dziesięciolatce zagwarantowana przez nowe moce gazowe – choć Greenpeace od dawna upomina, że uzależnienie od importu paliw kopalnych nijak nie zapewnia bezpieczeństwa, ani realizacji celów klimatycznych (produkcja, transport oraz eksploatacja gazu ziemnego generują ogromne emisje cieplarnianego metanu) – to tutaj chcemy zwrócić uwagę na jeszcze inny, oburzający fakt. PGE planuje oto mieć 10 GW mocy w nowych jednostkach gazowych kosztem 37 miliardów złotych.

Gaz w elektroenergetyce ma za zadanie wypełnić lukę po zamykanych blokach węglowych oraz pełnić rolę stabilizatora systemu, w którym pracuje OZE. Dla bloków gazowych, tak jak dla tych opalanych węglem, PGE przewiduje dopłaty z budżetu państwa do wytwarzania energii. Bez tych dopłat energetyka gazowa będzie tak samo nierentowna jak energetyka węglowa. PGE chce zatem otrzymywać pieniądze i na bloki węglowe (które ze względu na wysokie koszty energii z węgla nie będą pracować, a jedynie pozostawać w gotowości do pracy) i na bloki gazowe, pozostawiając pracowników kopalni Turów i mieszkańców Bogatyni i Zgorzelca z ręką w nocniku.

Kosztowna fikcja

Strategia PGE to brak konkretnego planu odchodzenia od węgla z datami wygaszania bloków węglowych oraz zabawa w faraońskie projekty gazowe bez rzetelnej analizy popytu i rzeczywistych kosztów, o ryzykach związanych z importem paliw spoza Europy nie wspominając. Zamiast realnego planu z myślą o interesie obywateli i państwa, rząd zaspokaja aspiracje spółek, które myślenie paliwami kopalnymi mają w swoim DNA.

Obecność na pełnej audiowizualnych fajerwerków prezentacji strategii PGE ministra finansów Andrzeja Domańskiego była rather smutnym pokwitowaniem metody faktów dokonanych. Energetyczny moloch mówi: a teraz dasz nam tyle i tyle miliardów, bo my tak chcemy. A ministrowi pozostaje tylko kiwnąć głową. Ministry przemysłu, ani ministry klimatu i środowiska na sali nie było Ale one nie mają miliardów na dopłaty do menedżerskich fantazji.

Reklama
Reklama

Szkoda, że rząd i PGE wspierają kosztowną fikcję i zabawę w megaprojekty, zamiast wesprzeć lokalne władze w przygotowaniu planu sprawiedliwej transformacji, mającej na celu utworzenie nowych, atrakcyjnych miejsc pracy, przyciągnięcie inwestorów, rozwój nowych branż (np. budowa nowych zakładów produkcyjnych, w tym dla sektora energetycznego) czy też stworzenie hubu dydaktyczno-naukowego wykorzystującego mające powstać i już istniejące po stronie czeskiej i niemieckiej instytuty naukowe prowadzące badania nad wodorem czy astrofizyką. To wszystko jest prawdziwą transformacją Reanimowanie energetyki opartej na paliwach kopalnych to stracona szansa - węgiel się kończy, a transformacja może dać ludziom przyszłościową pracę. I nie ma tu miejsca na paradoks Schroedingera.

O autorce

Anna Meres

Koordynatorka kampanii klimatycznych Fundacji Greenpeace Polska

W eksperymencie myślowym dotyczącym mechaniki kwantowej kot może żyć i nie żyć równocześnie - to ów słynny kot Schroedingera. W eksperymencie Polskiej Grupy Energetycznej PGE, przedstawionym jako jej strategia do 2035 roku, mamy do czynienia z węglem Schroedingera. Żyje i nie żyje równocześnie.

Potwierdza tę unikalną właściwość sam prezes PGE Dariusz Marzec w niedawnym wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”, pytany, czy do 2035 roku firma pożegna się z węglem. „Tak i nie” - pada odpowiedź. Potem idzie dużo waty słownej, bo - wiadomo - prezes największego polskiego koncernu energetycznego za wiele niewygodnej prawdy powiedzieć nie może.

Pozostało jeszcze 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Modlin odbudowuje się po PiS-ie
Opinie Ekonomiczne
Monika Różycka: Taniec zamiast rozkazu. O modelach przywództwa
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Jak wziąć cła na celownik i odwinąć się Trumpowi?
Opinie Ekonomiczne
Monika Różycka: Taniec zamiast rozkazu. Struktury stadne w korporacjach
Opinie Ekonomiczne
Ukraina po 3,5 roku wojny: wiatr wieje w oczy, pomoc wygasa, a planu B brak
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama