Co to się działo! Koalicja się kłóciła… Polska 2020 parła w stronę zmian, KO się wahała, Lewica protestowała, PiS oczywiście też. Potem Sejm przyjął ustawę, ale tylko dzięki poparciu Konfederacji, a ze sprzeciwem części koalicji. A zaraz potem lewicowa kandydatka poszła do opozycyjnego wobec rządu prezydenta, by w dramatycznym geście protestu prosić go o jej zawetowanie. A że prezydent przeżywał w tej sprawie hamletowskie rozterki, więc zaprosił do pałacu partnerów społecznych. Niestety, dostarczyło to tylko kolejnego dowodu na opłakany stan polskiej służby zdrowia, bo okazało się że nie jest nawet w stanie zapewnić odpowiedniej opieki głowie państwa! (widać było, że prezydent ma ogromne kłopoty ze słuchem: dobrze słyszał jedynie siedzącego tuż przy nim, po lewej ręce, przewodniczącego Solidarności, a nie docierały do niego głosy innych uczestników spotkania). W końcu nastąpił wielki finał: prezydent ustawę zawetował, lewicowi politycy ogłosili sukces, rząd przesunął dalszą dyskusję na ten temat do czasu zmiany prezydenta.

Obserwując zażarty spór, można by sądzić, że chodziło o kluczową decyzję dotyczącą finansowania służby zdrowia. Jakież padały argumenty! Zwolennicy obniżenia twierdzili, że ma to fundamentalne znaczenie dla rozwoju małych firm i wzrostu zatrudnienia. Przeciwnicy grozili, że oznacza to odebranie reszty pieniędzy ledwie zipiącej publicznej służbie zdrowia i załamanie systemu ochrony zdrowia. Związki zawodowe uważały to za antypracowniczy spisek mający na celu wypchnięcie ludzi z zatrudnienia na fikcyjną działalność gospodarczą. Lewicowi politycy dowodzili, że w ustawie chodzi o to, żeby potajemnie obniżyć podatki bogatym, a dla małych firm nie ma ona żadnego znaczenia.

No cóż, każdy ma prawo mieć swoje zdanie i je głośno wyrażać (zwłaszcza na kilka tygodni przed wyborami prezydenckimi). Każda z tych narracji ma jakieś podstawy – i żadna nie jest do końca prawdziwa. Obniżenie składki dla przedsiębiorców rzeczywiście jest poprawką do spapranego Polskiego Ładu, choć twierdzenie, że pomoże to w rozwoju i wzroście zatrudnienia w małych firmach, jest co najmniej przesadą. To oczywiście bzdura, że zarobią na tym „bogaci” – obniżka ma znaczenie tylko dla firm o najniższych dochodach, którym trudno było zebrać pieniądze na podwyższoną składkę. Ale też sporo racji mają ci, którzy twierdzą że nie chodzi tu o małe firmy, ale głównie o fikcyjne samozatrudnienie (zamiast etatu). Lewicowi politycy słusznie martwią się o to, że niższe dochody NFZ mogą utrudnić jego bieżące funkcjonowanie. Ale rząd równie słusznie przypomina, że o wydatkach na służbę zdrowia nie decydują dochody ze składek, tylko ustawa, która je ustala (jako procent PKB) i każe ministrowi finansów dołożyć brakujące środki z budżetu.

I w ten sposób mamy wielką kłótnię o rozwiązanie o drugorzędnym znaczeniu. A także zupełny brak prawdziwej dyskusji o tym, jak zmienić publiczną służbę zdrowia po to, by lepiej działała. Pieniędzy na opiekę zdrowotną jest oczywiście nadal za mało w stosunku do potrzeb. Ale w ciągu minionych pięciu lat publiczne wydatki na nią wzrosły realnie o 44 proc. (PKB wzrósł tylko o 15 proc.). Prawdziwe pytanie nie dotyczy więc zmian składki zdrowotnej dla przedsiębiorców, która tak niezdrowo emocjonuje polityków. Dotyczy tego, dlaczego tak mało widać efektów coraz większych środków – i jak zreformować publiczną służbę zdrowia, by kierowane do niej coraz większe pieniądze naprawdę efekty dawały.