Polacy już od pewnego czasu szturmują je, aby przygotować się do Bożego Narodzenia i kupić prezenty pod choinkę. Kulminacji zakupowej można się spodziewać w nadchodzący weekend, ostatni przed tegorocznymi świętami.

Tłumy w sklepach dowodzą, że przeciętny polski konsument wybiera tradycyjny sposób kupowania. Pomimo internetowej rewolucji z ostatnich lat tylko 37 proc. z nas robi zakupy online – podaje Eurostat. Porównując z dojrzałymi rynkami, np. Wielką Brytanią, to nadal mało. Tam odsetek korzystających z e-handlu wynosi aż 80 proc.

Taki wynik nie dziwi, kiedy weźmiemy pod lupę chociażby zakupy żywności. Nadal wielu z nas woli odwiedzić bazar czy osiedlowy sklep kilka razy w tygodniu, aby kupić bochenek chleba i kilka plasterków szynki, zamiast zrobić duże zakupy raz na tydzień czy nawet rzadziej. Tymczasem w internecie, ze względu na opłaty za dowóz, opłaca się robić duże zakupy. Inaczej jest na Zachodzie, gdzie sklepów jest znacznie mniej, a wizyta w galerii handlowej wymaga zazwyczaj wyjazdu poza centrum miasta.

Boomowi w handlu internetowym w Polsce nie sprzyja także z pewnością opór Polaków przed używaniem kart płatniczych. Nawet kupując online, nadal płacą głównie mniej wygodnymi przelewami.

Podobnie proporcje jak Polska mają Węgrzy, a tylko nieco lepiej niż my pod względem zakupów internetowych wypadają Czesi i Słowacy. W tyle za nami pozostają Bułgarzy i Rumunii. Mały udział kupujących online daje więc spore możliwości rozwoju w naszym regionie. Nasze firmy, które dobrze go znają, mają szanse zbudować tam silny przyczółek, a wręcz wyprzedzić zachodnich graczy. Przykładem, że potrafimy wykorzystać potencjał rynków czeskiego, rumuńskiego czy bułgarskiego jest spożywcza grupa Maspex. Swój sukces zawdzięcza jednak głównie przejęciom znanych tam marek i firm, a nie tylko promowaniem swoich brandów od zera.