Inwestycja pochłonie pewnie jakieś kilkanaście milionów złotych. Na tle ostatnich chwytliwych tematów gospodarczych wygląda to dość blado – podatkowe miliardy robią większe wrażenie.
Garwoliński pomysł na biznes, przynajmniej na poziomie idei, był i jest prosty. Kupujemy w Chinach elektronikę, drukujemy na niej swoją markę i sprzedajemy w Europie. Najlepiej, żeby było tanio. A gdy już okaże się, że tanio znaczy też dobrze, to sukcesywnie budujemy markę (lub marki).
Podobnych firm jest w Polsce kilka, choćby Manta. To jedno z oblicz polskiej innowacyjności. Sceptycy pewnie powiedzą – ot, chińszczyzna, tylko z innym logo. Realiści – ależ tak robi większość producentów elektroniki na świecie. Obracający miliardami dolarów liderzy mają co prawda własne biura projektowe oraz laboratoria. Ale żaden z nich nie pochodzi z Polski.
Takie firmy jak Lechpol czy Manta to awangarda realizująca w praktyce mocno zużyty przez ekonomistów i polityków frazes: „Polska gospodarka musi być bardziej innowacyjna. Nie możemy być tylko krajem taniej siły roboczej". I słusznie, bo być tanim to żadna strategia rozwoju. Kluczem do sukcesu jest, była i będzie maksymalizacja wartości dodanej. I dotyczy to zarówno poszczególnych firm, jak i całej gospodarki. Cały proces innowacyjny ma na celu zbudowanie przewagi, czy to technologicznej, czy procesowej, czy marketingowej, tak by zapewnić sobie wyższą marżę.
W świecie, gdzie potrzeby się kreuje, marketing bywa elementem tego procesu, gdzie najłatwiej (choć wcale nie łatwo) skutecznie powalczyć o te marże. Globalny przykład to Apple, dodający do rzeczy, które ktoś już wymyślił, nowy design, interfejs i aspiracyjną markę. Lechpol i Manta robią to po swojemu, na mniejszą skalę, ale to one kreują najwięcej wartości dodanej w całym procesie.