Uczestniczyłem w obu historycznych szczytach Unii Europejskiej przesądzających o jej poszerzeniu na Wschód – w roboczym i jakże dramatycznym w Kopenhadze w grudniu 2002 roku oraz uroczystym i jakże spokojnym w Atenach w kwietniu 2003 roku. Wkrótce później, 20 lat temu, gdy 1 maja 2004 roku Polska stała się członkiem Unii Europejskiej, już jako były wicepremier i minister finansów byłem daleko stąd, na antypodach w Nowej Zelandii, gdzie przebiegłem kolejny maraton. Tam ulewny deszcz, tu słoneczna pogada. Teraz różnie bywa; dosłownie i w przenośni. Atmosfera polityczna bynajmniej słoneczna nie jest.
Gdzie jest Polska?
Niestety, nie wszystkie lata tych już trzech z połową dekad zostały optymalnie wykorzystane dla polskiej sprawy. Jest w miarę dobrze, ale przecież mogło być jeszcze lepiej. Najczęściej ekonomiści zwracają uwagę na osiągniętą wartość dochodu narodowego mierzonego produktem krajowym brutto, PKB. Przy takich retrospektywnych porównaniach wypadamy nieźle, ale byłoby jeszcze lepiej, gdyby nie błędy polityki gospodarczej, zwłaszcza te z początku i końca lat 1990. Przyjmując, że PKB w tym roku zwiększy się realnie (po wyeliminowaniu skutków inflacji) o 2,8 proc., jego poziom w porównaniu z rokiem 1989 wynosi 305 proc., co daje dla całego pookrągłostołowego 35-lecia średnioroczne tempo wzrostu 3,3 proc.
Gdy wyłączyć z tego lata 1990–1991, z charakterystycznym dla nich głębokim załamaniem poziomu produkcji, co tak chętnie w swoich analizach czynią zwolennicy nadwiślańskiego neoliberalizmu, wskaźniki te kształtują się wyraźnie lepiej – odpowiednio 356 i 4,0 proc. Pamiętajmy wszak, że to są dane przeciętne, a średnie arytmetyczne zawsze zamazują obraz rzeczywiście dokonujących się zmian. Lata, o których tu mowa, to przemienność okresów o istotnie zróżnicowanych dynamikach gospodarczych i związanymi z nimi poziomach bezrobocia, na co wpływ miały fazowość cykli koniunkturalnych i niezależne od nas szoki zewnętrzne, ale w największym stopniu polityka uprawiana w kraju. Można wyróżnić dziewięć takich okresów.
Tempo wzrostu gospodarczego i stopa bezrobocia w latach 1990–2024
Źródło: Dane Głównego Urzędu Statystycznego. Dla roku 2024 – IMF World Economic Outlook, October 2023.
Foto: Źródło: Dane Głównego Urzędu Statystycznego. Dla roku 2024 – IMF World Economic Outlook, October 2023.
Taka ocena ilościowa to jednak poruszanie się zaledwie po powierzchni zjawisk. Trzeba patrzeć szerzej i głębiej. Nawet jeśli jest lepiej, niż było, warto spojrzeć, jak jest gdzie indziej; porównać się z innymi nie tylko z ciekawości, lecz i po to, aby zastanowić się, dlaczego ktoś wypada nieco lepiej albo gorzej niż my. Takie konfrontacje bywają kształcące, bo pomimo zróżnicowanych uwarunkowań rozwoju gospodarczego mogą nam podpowiedzieć, co można robić lepiej.
Pod względem najważniejszego wskaźnika ilościowego – PKB na mieszkańca liczonego według parytetu siły nabywczej, który w 2023 roku wynosił w Polsce 45 538 dolarów – jesteśmy na 39. miejscu na świecie, między Litwą i Czechami a Estonią i Portugalią. Gdy dodatkowo weźmiemy pod uwagę stan edukacji i zdrowia, to Indeks Kapitału Ludzkiego, HDI (ang. Human Development Index), daje nam już miejsce 36., zaraz po Grecji i Andorze, a tuż przed Łotwą i Litwą. Wskaźnik ten jednak nic nie mówi, jak dochody są dzielone i jak kształtują się nierówności w dostępie do usług publicznych. Uwzględniając te okoliczności, IHDI (ang. Inequality Adjusted HDI) plasuje nas na pozycji 39., między Azerbejdżanem i Seszelami a Łotwą i Kazachstanem. Gdy zaś zwrócimy uwagę na stan środowiska naturalnego, PHDI (ang. Planetary Pressures Adjusted HDI), to dzielimy wraz z Izraelem 30. miejsce, zaraz po Łotwie i Argentynie oraz tuż przed Słowacją i Koreą Południową.