Krzysztof A. Kowalczyk: Prawdziwy test dla zakazu handlu w niedzielę

Znieśmy ograniczenia dotyczące handlowania w niedzielę i w ten sposób sprawdźmy, czy Polacy rzeczywiście nie chcą już robić tego dnia zakupów.

Publikacja: 12.02.2024 03:00

Krzysztof A. Kowalczyk: Prawdziwy test dla zakazu handlu w niedzielę

Foto: Adobe Stock

Nie ukrywam, że zdziwił mnie wynik najnowszych badań opinii, pokazujący, że liczba zwolenników zakazu handlu w niedzielę (już 44 proc.) niemal zrównała się z liczbą przeciwników (46 proc.). Choć raczej nie powinien, skoro ludzie na ogół godzą się z rzeczywistością, której nie potrafią zmienić, co kiedyś trafnie ujął Kisiel w słynnym powiedzeniu o urządzeniu się w Polsce Ludowej.

Wielkie sieci handlu spożywczego, które broniły otwartych sklepów jak niepodległości, gdy jeszcze ważyły się losy zakazu niedzielnego handlu, z biegiem lat zmieniły front i przeskoczyły na pozycje wspierających zakaz. W sumie nic dziwnego, skoro dostosowanie się do zmian sporo je kosztowało, a ludzie i tak kupują mniej więcej tyle samo żywności w sześć dni co w siedem. Co najwyżej zrobią zapasy, do czego w reklamach namawiała jedna z wielkich sieci dyskontowych.

Czytaj więcej

Sondaż: Rośnie odsetek Polaków chcących utrzymania zakazu handlu w niedzielę

Powrót do niedziel kosztowałby dyskonty zmianę w logistyce, a przede wszystkim ekstrazapłatę dla pracujących tego dnia. Bo wyższe wynagrodzenie, choćby i podwójne, się pracownikom należy. Co do tego zgodzą się zapewne i etatyści, i zwolennicy wolnego rynku.

Koszt ten z pewnością zgodziliby się ponieść właściciele sklepów z wyposażeniem wnętrz, odzieżą czy obuwiem, a zwłaszcza centrów i galerii handlowych. Nadal pozostają przeciwnikami niedzielnego zakazu handlu, bo restrykcja ta to mniej wizyt klientów, a w efekcie niższe obroty. Owszem, częściowo zrekompensowały sobie to w handlu internetowym, ale czynsz za zamknięte przez jedną siódmą tygodnia sklepy stacjonarne raczej nie zmalał.

Tak oto w sześć lat po wprowadzeniu niedzielnych restrykcji mamy dwie niemal równe grupy ich zwolenników i przeciwników – zarówno po stronie klientów, jak i handlowców. Aż się prosi, by powiedzieć „sprawdzam”. Zniesienie zakazu przecież nikogo do robienia tego dnia zakupów nie zmusi.

Jeśli zaś sklepy świecić będą pustkami, bo klienci faktycznie zmienili zwyczaje i nie wybiorą się na zakupy, sieci obciążone dodatkową wypłatą dla pracowników same z handlu w niedzielę zrezygnują. Dobrowolnie i bez przymusu. Regulowanie zakazami czegoś, co samo może się wyregulować, naprawdę nie ma sensu.

Nie ukrywam, że zdziwił mnie wynik najnowszych badań opinii, pokazujący, że liczba zwolenników zakazu handlu w niedzielę (już 44 proc.) niemal zrównała się z liczbą przeciwników (46 proc.). Choć raczej nie powinien, skoro ludzie na ogół godzą się z rzeczywistością, której nie potrafią zmienić, co kiedyś trafnie ujął Kisiel w słynnym powiedzeniu o urządzeniu się w Polsce Ludowej.

Wielkie sieci handlu spożywczego, które broniły otwartych sklepów jak niepodległości, gdy jeszcze ważyły się losy zakazu niedzielnego handlu, z biegiem lat zmieniły front i przeskoczyły na pozycje wspierających zakaz. W sumie nic dziwnego, skoro dostosowanie się do zmian sporo je kosztowało, a ludzie i tak kupują mniej więcej tyle samo żywności w sześć dni co w siedem. Co najwyżej zrobią zapasy, do czego w reklamach namawiała jedna z wielkich sieci dyskontowych.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację