A jak się nie ma pomysłu na spółkę, to najlepiej ją z kimś połączyć. Dwa tygodnie temu głośno było o ożenku z koncernami paliwowymi Orlen i Lotos, teraz mówi się o mariażu z Grupą Azoty.

Nie docenia się trudności związanych z łączeniem tak różnych organizmów. Uzasadnienie takich pomysłów, które na szczęście są jeszcze w fazie koncepcyjnej, nie wybiega poza standardowe „korzyści z synergii" i „obronę przed wrogim przejęciem". To ostatnie jest nieporozumieniem, bo istnieje cały arsenał zatrutych pigułek, by zniechęcić potencjalnego drapieżnika. Odpychająco działa już sama obecność Skarbu Państwa w akcjonariacie.

Dziwaczną strategię łączenia dostawców z odbiorcami pierwszy zaczął realizować rząd PO–PSL, zaczynając od kopalń i koncernów energetycznych. On również pierwszy, jesienią 2014 r., badał możliwości fuzji PGNiG z Azotami. Ta grupa to największy klient PGNiG, któremu gaz potrzebny jest do wytwarzania nawozów. Skoro taka strategia jest słuszna, idźmy dalej – połączmy PGNiG np. z Pocztą Polską. Poczta rozwozi paczki, może więc rozwozić i gaz w butlach czy cysternach. Z przewozem nawozów też sobie poradzi, gdyby dołączyć jeszcze Azoty. Punktów wspólnych jest wiele. Szukajmy synergii.

Na firmach nie kończy się konsolidacyjny zapał rządu PiS. Planuje on powołanie jednej wielkiej agencji rolnej z trzech istniejących, powstanie dwóch dużych agencji: eksportowej (z połączenia PAIiIZ i części POT) i rozwojowej. W ich przypadku sensu jest więcej i co ważne, nie drżą setki tysięcy posiadaczy akcji, nerwowo nasłuchujący, czy ich spółka nie jest zagrożona przez kolejne „konsolidacyjne" pomysły.