Andrzej Halesiak: W kampanii przyszłość przegrywa z teraźniejszością

Dzielenie tortu PKB zepchnęło na daleki plan dbanie o jego wzrost, co wyraźnie widać, gdy śledzi się kolejne kampanie wyborcze. Według Eurostatu wydatki socjalne w relacji do PKB są dziś o 3 pkt proc. wyższe niż w innych krajach regionu.

Publikacja: 10.10.2023 03:00

Andrzej Halesiak: W kampanii przyszłość przegrywa z teraźniejszością

Foto: mat. pras.

Nadchodzą wybory, a poszczególne ugrupowania licytują się na obietnice. Z nielicznymi wyjątkami dominuje podejście polegające na wybieraniu sobie określonych grup społecznych – potencjalnego elektoratu – i kierowaniu do nich różnorakich obietnic. Niestety, ginie przy tym całościowa, średnio- i długofalowa perspektywa na procesy społeczno-gospodarcze, której tak bardzo w tym momencie nam potrzeba. Tymczasem świat nie stoi w miejscu, lecz wręcz przyspiesza.

Szoki, które ukształtują nową globalną strukturę gospodarki

Z punktu widzenia gospodarki znajdujemy się w bardzo newralgicznym momencie. Zachodzą w niej głębokie dostosowania będące konsekwencją czterech szoków. Trzy z nich mają charakter globalny. Wojna w Ukrainie spowodowała szok energetyczny, konieczność radykalnej reorientacji kierunków dostaw oraz wysoką zmienność cen, która pozostanie z nami na lata.

Wojna jest także przejawem szoku geopolitycznego, a więc narastających napięć na linii Zachód–Rosja, ale także Zachód–Chiny. Jego istotą jest ograniczenie globalnej współpracy i wzmocnienie rywalizacji. Oznacza to konieczność przeorganizowania się biznesu oraz ostateczny koniec tzw. renty pokojowej, oszczędności w wydatkach na obronę.

Trzeci szok jest technologiczny: pandemia, kryzys energetyczny, popularyzacja rozwiązań generative AI przyspieszyły transformację w kierunku cyfryzacji, wykorzystania zielonych technologii oraz automatyzacji i robotyzacji. Mamy także do czynienia z przyspieszoną erozją kompetencji – będzie coraz mniej obszarów, gdzie raz zdobyta wiedza wystarczy na kilka czy kilkanaście lat.

Czwarty szok, którego doświadcza nasza gospodarka, ma charakter wewnętrzny. To szok demograficzny przejawiający się szybkim starzeniem się społeczeństwa i zmianami relacji liczby osób pracujących do niepracujących. Wprawdzie kurczenie się liczby osób w wieku produkcyjnym jest już z nami od ładnych paru lat, to obecnie doświadczamy nowej fazy, w której wyczerpane zostały już w zasadzie wszystkie rezerwy – stopa bezrobocia jest niska, a potencjał, jaki pozostał we wzroście aktywności zawodowej niektórych grup, jest relatywnie niewielki.

Dlaczego te szoki są tak istotne? Otóż oznaczają one silne zmiany cen relatywnych i to w bardzo wielu wymiarach: ceny pracy w stosunku do kapitału, surowców w stosunku do produktów końcowych, jednych towarów wobec drugich, jednej waluty wobec innych (czyli zmiany kursów walutowych), jednych wynagrodzeń wobec innych itd. To z kolei oznacza, że mamy zaburzenia zyskowności w zasadzie wszelkich form prowadzenia biznesu (w jednych branżach/firmach in plus, w innych in minus) oraz narastającą niepewność wśród pracowników związaną z pytaniem: co będę robił jutro?

Ostateczną konsekwencją tych procesów będzie zmiana struktury gospodarki. Jeśli chcemy dokonać kolejnego skoku w rozwoju, powinna się ona stać jeszcze bardziej zaawansowana kompetencyjnie i technologicznie.

Trzeba jednak pamiętać, że opisane powyżej procesy mają wymiar globalny: mamy do czynienia z największą od ponad 30 lat zmianą w międzynarodowym podziale pracy, a tym samym tworzonej wartości i dochodów. Wspomniane szoki sprawiają, że kraje, które były mocne produkcją samochodów spalinowych, w przypadku elektrycznych muszą walczyć o swą pozycję od nowa.

Kraje silne produkcją związaną z paliwami kopalnymi mogą stracić, jeśli nie rozwiną zielonych technologii itp. To oznacza, że wygrani globalnego modelu minionych 30 lat – do których należy także Polska – nie mają żadnej gwarancji sukcesu w przyszłości. Co więcej, w ich przypadku ryzyko jest podwyższone, bo sukces z reguły… usypia.

Przysypiamy

Choć Polska wciąż ma olbrzymi potencjał i mogłaby wykorzystać procesy strukturalnych zmian do wykonania kolejnego rozwojowego skoku, wiele oznak wskazuje, że w ważnym globalnie momencie przysypiamy.

Pierwszą z nich jest fakt, że dla głównej części sceny politycznej zmagania o to, kto napisze historię transformacji, tego, co wydarzyło się w i po 1989, są ważniejsze od naszej przyszłości.

To właśnie ten element leży u podstaw narastających sporów wokół zagadnień związanych z praworządnością i paraliżu kluczowych instytucji. Za chwilę zapłacimy za to być może utratą unijnych funduszy, tak potrzebnych do finansowania technologicznej i zielonej transformacji.

Drugą oznaką jest to, że dzielenie tortu – PKB – zepchnęło na daleki plan dbanie o jego wzrost, co wyraźnie widać, gdy śledzi się kolejne kampanie wyborcze. Według danych Eurostatu wydatki socjalne w relacji do PKB są dziś o 3 pkt proc. wyższe niż w innych krajach regionu. Kształtują się na poziomie charakterystycznym dla bogatszych krajów, które mają równocześnie znacznie wyższy poziom redystrybucji – relacji dochodów podatkowych do PKB – niż my.

Podczas gdy w krajach tych zapewnia się na to dodatkowe środki, u nas obniżki podatków to jedna z ulubionych form przypodobania się elektoratowi. W efekcie finansowanie wydatków socjalnych odbywa się kosztem innych, ważnych obszarów.

Pomimo pierwszej inwazji na Ukrainę wydatki na obronę po 2015 r. nie uległy zmianie. W przypadku służby zdrowia zaczęły rosnąć dopiero po pandemii. Płace w administracji pozostawały przez wiele lat zamrożone, odbijając się na zdolności konkurowania z sektorem prywatnym itd. Gdy z kolei w efekcie braku dalekowzroczności niektóre wydatki trzeba skokowo zwiększyć, np. na obronę podwoić lub nawet potroić, zamiast stosowania zdroworozsądkowej zasady „trwały wzrost wydatków wymaga trwałych źródeł finansowania”, to ostatnie odbywa się poprzez przyrost długu, przenosząc tym samym ciężar zaniedbań na przyszłe pokolenia.

To jednak nie wszystko. Przysypiamy także w odniesieniu do fundamentalnej kwestii jakości rozwiązań instytucjonalnych. Wspomniany wcześniej brak strategicznego myślenia i dalekowzroczności jest jednym z wielu tego przejawów. Opublikowane właśnie zestawienie Worldwide Governace Indicators za 2022 r. potwierdza, że w odniesieniu do efektywności rządzenia już blisko 40 proc. krajów świata jest ocenianych lepiej od nas, a jeszcze niespełna dziesięć lat temu mieściliśmy się w gronie 25 proc. najlepiej ocenianych gospodarek. W praktyce oznacza to, że jesteśmy na dobrej drodze do trzeciej ligi.

Liczne analizy organizacji międzynarodowych – Bertelsmann Stiftung, V-Dem, World Justice, Economic Freedom itd. – wskazują na regres instytucjonalny przejawiający się m.in. dużą zmiennością regulacji, niską jakością stanowionego prawa, przedkładaniem politycznej lojalności nad meritum, zmianą reguł w trakcie gry (patrz rozwiązania dotyczące OZE) itd.

Nie bez znaczenia jest także brak umiejętności budowania politycznych konsensusów, a tym samym średnio- i długofalowej przejrzystości, wokół kluczowych w kontekście transformacji spraw, chociażby takich jak ścieżka dekarbonizacji.

Jakość instytucji ma olbrzymi wpływ na poczucie stabilności i bezpieczeństwa podejmowanych działań, w szczególności w zakresie decyzji inwestycyjnych. W tej sytuacji nie dziwi fakt, że według najnowszych unijnych badań (Eurobarometr) w przypadku Polski jedynie 25 proc. ankietowanych firm – przy średniej dla UE na poziomie 53 proc. – wyrażało przekonanie o pewności ochrony przez prawo i sądy dokonywanych inwestycji. Niższy odsetek został odnotowany jedynie na Cyprze.

Jeśli dodamy do tego systemowe problemy z dostępem do czystej energii – kluczowej w kontekście śladu węglowego, a tym samym konkurencyjnej i nowoczesnej gospodarki – to spadkowy trend stopy inwestycji nie powinien dziwić. Znacznie lepiej oddaje on perspektywy na przyszłość niż przykłady pojedynczych, ogłaszanych z pompą projektów.

Wyborcze obietnice, czyli więcej tego samego

Trwająca kampania nie skłania do optymizmu. Nie przebija w niej strategiczne spojrzenie na to, co dzieje się globalnie i jakie ma to reperkusje dla naszego kraju. Po wyborach grozi nam – bez względu na to, kto wygra – kolejna fala zmian regulacyjnych i podatkowych. Przy coraz bardziej opustoszałej państwowej kasie, o czym świadczy wzrostowa ścieżka długu zapisana w „Wieloletnim planie finansowym państwa”, będą kolejne obniżki podatków i zwiększone strumienie transferów socjalnych.

Tymczasem, w sytuacji, jaką mamy – gdy pracodawcy cierpią na skutek braku pracowników – podstawową formą pomocy państwa powinno być wsparcie aktywności zawodowej i posiadania kompetencji, które pozwalają na uzyskanie satysfakcjonującej i dobrze płatnej pracy. W warunkach dużych potrzeb związanych z obronnością pomoc socjalna powinna trafiać do tych, którzy rzeczywiście jej potrzebują.

Poza tym, we właściwej formie, np. kluczowym problemem coraz większej grupy osób starszych jest dziś brak dostępu do ośrodków opieki długoterminowej. To klasyczny przykład sytuacji, gdy politycy przez lata nie dostrzegają, że demografia wiele zmienia i nie wszystko da się rozwiązać, transferując do określonych grup więcej pieniędzy.

Podobnie jest w edukacji, gdzie brak dostosowania sieci szkół do malejącej liczby uczniów prowadzi do ekspansji kosztów. Równocześnie coraz większa część środków na oświatę nie trafia do publicznych placówek, a podąża do prywatnych szkół, za uczniami, których rodzice uznają, że edukacja publiczna nie przygotuje ich właściwie do funkcjonowania w nowoczesności.

Tak potrzebny nam sukces zmian strukturalnych wymaga także sprawnego przepływu zasobów, do czego potrzebny jest dobrze działający i odpolityczniony rynek kapitałowy oraz nowe rozwiązania związane z rynkiem pracy. Formalne uznanie konieczności wzmocnienia zaufania inwestorów, które znalazło miejsce w „Strategii rozwoju rynku kapitałowego”, nic nie znaczy, jeśli codzienność temu przeczy.

W kontekście rynku pracy potrzeba nowych rozwiązań wspierających ustawiczne uczenie się, także uporządkowanie zagadnień związanych z napływem pracowników z innych krajów. Dziś w przypadku wielu z nich firmy stoją przed dylematem, czy warto inwestować w ich kompetencje, skoro nie ma pewności tego, jak długo będą mogli być zatrudnieni.

Konkludując, na początku lat 90. minionego wieku społeczeństwo było gotowe zapłacić wysoką cenę związaną z transformacją, by zapewnić sobie i swoim dzieciom lepszą przyszłość. Patrząc na to, jak zmienił się nasz kraj, można powiedzieć: było warto.

Nie negując faktu, że dziś sukces transformacji można i należy mądrze konsumować, warto zauważyć, że duża część sceny politycznej popadła w niebezpieczną skrajność: chce przekonać wyborców, że przyszłość się nie liczy, że liczy się jedynie to, co dostaniesz z publicznych środków tu i teraz.

Autor jest członkiem TEP oraz rad programowych Kongresu Obywatelskiego i Instytutu Spraw Publicznych

Nadchodzą wybory, a poszczególne ugrupowania licytują się na obietnice. Z nielicznymi wyjątkami dominuje podejście polegające na wybieraniu sobie określonych grup społecznych – potencjalnego elektoratu – i kierowaniu do nich różnorakich obietnic. Niestety, ginie przy tym całościowa, średnio- i długofalowa perspektywa na procesy społeczno-gospodarcze, której tak bardzo w tym momencie nam potrzeba. Tymczasem świat nie stoi w miejscu, lecz wręcz przyspiesza.

Szoki, które ukształtują nową globalną strukturę gospodarki

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację