Anita Błaszczak: Łatanie dziur to nie inwestycje

Rządzący chwalą się obniżaniem obciążeń podatkowych i rosnącymi transferami społecznymi. Cena tej hojności jest jednak wysoka. Odbywa się kosztem inwestycji w przyszłość.

Aktualizacja: 27.06.2023 06:27 Publikacja: 27.06.2023 03:00

Premier Mateusz Morawiecki

Premier Mateusz Morawiecki

Foto: PAP/Artur Reszko

Jak można pogodzić szybki wzrost wydatków na kolejne podwyżki świadczeń dla emerytów i pozostałe transfery społeczne z obniżką stawek VAT, minimalnej stawki PIT i zwiększoną kwotą wolną od podatku? Jednym ze sposobów jest zadłużanie państwa (stąd mamy dość konkurencyjne oprocentowanie obligacji skarbowych). Jednak to nie wystarczy, by pokryć puchnące wydatki państwa, które – jak obliczyli niedawno ekonomiści z Forum Obywatelskiego Rozwoju – w ubiegłym roku sięgały już prawie 36 tys. zł w przeliczeniu na każdego mieszkańca Polski. Emisja kolejnych transz obligacji nawet w połączeniu z inflacyjnym wzrostem dochodów podatkowych nie wystarczy.

Drugim sposobem jest więc sięganie do naszych kieszeni poprzez podwyżki dodatkowych obciążeń wynagrodzeń pracowników czy dochodów przedsiębiorców. Ci ostatni musieli się ostatnio pogodzić z radykalną podwyżką minimalnej składki zdrowotnej. Nawet jeśli uznać ją za gest społecznej solidarności – w końcu najwięcej zarabiający płacili dotychczas stosunkowo mniej na publiczną służbę zdrowia od pozostałych – to przyrost dodatkowych obciążeń kosztów pracy jest w Polsce zatrważający.

Czytaj więcej

Rekordowy haracz na ZUS. Polacy zapłacili o ponad 53 mld zł więcej

Jednak to nie wzrost obciążeń pozapłacowych wpłynął na widoczny już dobrze w tym roku mniejszy popyt na pracowników, przejawiający się w spadku ofert zatrudnienia i realnym spadku wynagrodzeń. Jak wynika z danych Eurostatu, Polska nadal jest jednym z krajów Europy, gdzie koszty pracy są najniższe, mimo szybkiego tempa wzrostu płacy minimalnej. Podczas gdy w ubiegłym roku średni koszt pracy brutto w 27 krajach Unii Europejskiej sięgał 30,5 euro na godzinę, to w Polsce wynosił 12,5 euro – mniej niż w Czechach i Estonii, więcej niż w Rumunii i Bułgarii.

Bardziej niż rosnące koszty pracy wzrost zatrudnienia ogranicza dzisiaj niedobór pracowników oraz niepewność firm związana w dużej mierze z wysoką inflacją, która ogranicza popyt konsumencki. Niedobór pracowników to nie tylko efekt zmian demograficznych, ale i luki kompetencyjnej. A rozwój automatyzacji i sztucznej inteligencji zapowiada jej dalsze powiększanie się.

Na razie pomimo spowolnienia w gospodarce możemy się pochwalić najniższą stopą bezrobocia w Unii. Jednak już niedługo sytuacja może się zmienić, gdy roboty i automaty zaczną na coraz większą skalę zastępować pracowników biurowych. Ekonomiści, w tym eksperci rynku pracy, mówią coraz częściej już nie o potrzebie, ale o pilnej konieczności reskillingu i upskillingu, czyli inwestycji w zmianę i podwyższanie kwalifikacji tysięcy pracowników. Bez tego nie pomoże nam niski koszt pracy, a polska gospodarka straci konkurencyjność. Dlatego ważne, by wpływy z różnych danin zamiast na łatanie bieżących dziur szły na inwestycje w przyszłość.

Jak można pogodzić szybki wzrost wydatków na kolejne podwyżki świadczeń dla emerytów i pozostałe transfery społeczne z obniżką stawek VAT, minimalnej stawki PIT i zwiększoną kwotą wolną od podatku? Jednym ze sposobów jest zadłużanie państwa (stąd mamy dość konkurencyjne oprocentowanie obligacji skarbowych). Jednak to nie wystarczy, by pokryć puchnące wydatki państwa, które – jak obliczyli niedawno ekonomiści z Forum Obywatelskiego Rozwoju – w ubiegłym roku sięgały już prawie 36 tys. zł w przeliczeniu na każdego mieszkańca Polski. Emisja kolejnych transz obligacji nawet w połączeniu z inflacyjnym wzrostem dochodów podatkowych nie wystarczy.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację