Prof. Brad DeLong, renomowany ekonomista i historyk w Berkeley, swego czasu ważna osoba w administracji prezydenta Clintona, rozważa właśnie „problem pierwszej inflacji XXI wieku”. Konkretniej, zastanawia się, w jaki sposób należałoby oceniać obecną politykę makroekonomiczną USA. Do dominujących „teorii” w tym zakresie podchodzi „z perspektywy sceptycznej i agnostycznej”. Przypomina za to dwa powojenne epizody wysokiej inflacji w USA. Ich kulminacje przypadły na marzec 1947 r. (19,7 proc.) oraz na luty 1951 r. (9,4 proc).
Dezinflacja bez „łez, potu i krwi”…
Zdumiewające z punktu widzenia poglądów obecnie dominujących, także u nas, jest to, że w obu powyższych przypadkach Fed, czyli amerykański bank centralny, „did nothing at all”, tj. nie kiwnął nawet palcem. Efektem bezczynności Fedu (oprocentowanie rządowych obligacji pozostawało na symbolicznych poziomach) nie była uporczywa, a tym bardziej „rozkręcająca się” inflacja. Przeciwnie, inflacja spadała wtedy bardzo szybko. W ciągu dwóch lat po owych szczytach inflacyjnych USA doświadczyły deflacji, tj. spadku poziomu cen. Doświadczenia powyższe wykazują empirycznie fałszywość tezy, natrętnie propagowanej zwłaszcza u nas, że bez wysokich, najlepiej realnie dodatnich, stóp procentowych nie ma mowy o poskromieniu inflacji.
Trzeci poważny „incydent inflacyjny” przytrafił się Stanom Zjednoczonym w trakcie i po „szokach naftowych”, które miały miejsce w 1973 i 1979 r.. Trzeba tu przypomnieć, że skala ówczesnych podwyżek cen ropy i produktów naftowych była gigantyczna, rzędu co najmniej 300 proc. w 1973 r. i 100 proc. w 1979 r. Podwyżki te częściowo przeniosły się na ceny większości innych towarów i usług, a także na płace. Inflacja sięgnęła 12,3 proc. w grudniu 1974 r. Po pewnym spowolnieniu w okresie następnym osiągnęła kolejny szczyt (14,8 proc.) w kwietniu 1980 r.
Szoki „naftowe” i wynikowa inflacja prowokowały też recesję i stagnację. Tendencje stagnacyjne były po części wzmocnione wyjątkowo wysoką niepewnością co do dalszych tendencji w zakresie cen ropy i energii. Nie było wiadomo, jak trwały okaże się kartel OPEC. Gdyby miał się on okazać trwały, byłoby celowe inwestowanie w technologie energooszczędne. Gdyby kartel ten miał się załamać, skutkując powrotem do niskich cen energii, inwestowanie w nie okazałoby się skrajnie niekorzystne.
W tych warunkach optymalną strategią inwestycyjną przedsiębiorstw było „wait and see”, tj. odwlekanie decyzji o inwestowaniu. Dalszym czynnikiem utrwalającym stagnację była stosunkowo restrykcyjna w porównaniu z latami 2008–2009 i 2020–2021 orientacja polityki fiskalnej. Uważano wówczas, że luźniejsza polityka fiskalna będzie podsycać i tak już wysoką inflację.