Vijay Mallya jest zadłużony na 90 mld rupii - około 1,2 mld euro. Jego wierzyciele to 17 indyjskich banków. Niestety były miliarder opuścił Indie na początku marca i wygląda na to, że nie jest w stanie spłacić swoich długów.
Arun Jaitley, minister finansów Indii zapowiedział, że wszystkie możliwe indyjskie instytucje - od urzędu celnego po policję - są zaangażowane w ściganie dłużnika. A banki zapowiedziały, że "odzyskają każdą rupię i każdego pajsa", którego pożyczył od nich Mallya. Banki zaczęły licytację luksusowej nieruchomości byłego miliardera w Bombaju. Jednak licytacja online zakończyła się niczym - nie było chętnych. Indyjskie media zauważyły, że cena nieruchomości była bardzo zawyżone. Pod młotek ma też pójść willa na wyspie Goa oraz kilka samochodów.
Mallya opuścił Indie 2 marca, kiedy to publicznie wezwano do jego aresztowania Policja finansowa wysłała mu nawet wezwanie na spotkanie, na które nigdy się nie stawił. Oficjalnie nie jest on o nic oskarżony. Zaprzecza też, że z Indii wyjechał na dobre. Zapowiedział, że w kwietniu wróci do Indii i osobiście stawi się przed śledczymi.
Mallya jest członkiem Rajya Sabha - izby wyższej indyjskiego parlamentu, co dodaje pikanterii całej sprawie.
Przypadek Vijay Mallya to nie tylko kwestia przekrętu finansowego, ale także słabości całego indyjskiego sektora bankowego, któremu analitycy zarzucają lekkomyślne przyznawanie kredytów. Mallya nie jest jedynym, który nie jest w stanie spłacać swoich zobowiązań, a ilość "złych" kredytów zaczyna zagrażać stabilności finansowej indyjskiej gospodarki. Pod obstrzałem krytyki znalazł się tez rząd w Delhi, który nie podejmuje żadnych kroków, by zmusić zadłużonych milionerów do spłaty swoich zobowiązań.