Wzrost PKB jest solidny, jeden z najwyższych w Unii Europejskiej. Stopy procentowe i inflacja są niskie, a właśnie te dwa wskaźniki zawsze były polską piętą achillesową. Spada bezrobocie. Dobrze brzmią także zapowiedzi rządu, który chce utrzymać deficyt budżetowy na poziomie poniżej 3 proc. PKB. Okazuje się również, że coraz szybciej gonimy Zachód. Miło to słyszeć. Korzystny wpływ na kondycję naszej gospodarki powinny mieć zachęcające dane dotyczące strefy euro, chociaż dobre wiadomości utonęły w powodzi brukselskiego horroru. Z kolei rządowy program Rodzina 500+ będzie miał wpływ na sprawiedliwszą dystrybucję dochodu narodowego i zmniejszy podziały społeczne.

Poza tym polska gospodarka – zdaniem OECD – powinna być bardziej ekologiczna i musi postawić na innowacje. Tyle że taki kierunek rozwoju wymaga zainwestowania znaczących środków. OECD sugeruje, że mogłyby one pochodzić głównie z nowych obciążeń fiskalnych. Dla przeciętnego podatnika brzmi to niepokojąco. PIT w Polsce nie jest niski, miał być obniżony, ale wydaje się, że nie ma co na to liczyć. Uszczelnienie dziur w VAT było w programie wyborczym, ale jakoś Ministerstwo Finansów nie wykazuje w tych działaniach specjalnego dynamizmu. Podobnie z umocnieniem administracji skarbowej, która dotychczas wykazywała się wyjątkowym nękaniem przedsiębiorców. Podniesienie najniższej stawki VAT też jest do przełknięcia w sytuacji, kiedy inflacja jest taka niska. Ale już podatek od nieruchomości budzi niepokój, bo wcale nie jest niski. Podatek ekologiczny? Twórcze myślenie skarbówki wiele mu może podporządkować. Ale i tak w tym wszystkim najważniejsze jest, na co pieniądze z kolejnych podatków zostaną wydane. Żeby to rzeczywiście był rozwój kraju, a nie egzotyczne dotacje, niemające z nim nic wspólnego.