Możliwość postawienia takiej tezy wynika najprawdopodobniej z dwóch głównych mitów, jakie powstały w związku z funduszami. Pierwszego mitu o tym, że fundusze są tworem nowym i wyjątkowym, który powstał w Polsce w związku z pandemią COVID. Drugiego mitu o tym, że wydatki realizowane z funduszy nie są ani ewidencjonowane ani zarządzane przez Ministerstwo Finansów i że - w związku z tym - stanowią ukryty i niekontrolowany dług publiczny. Tymczasem mity, jak to mity – nie są prawdziwe.
Mam nadzieję, że mój artykuł pozwoli wyjaśnić charakter funduszy i rozwiać wątpliwości, na których te mity bazują. Zanim przejdę do wyjaśnień, chcę poczynić bardzo ważne zastrzeżenie - czym ten tekst nie jest. Ten tekst nie jest obroną długu publicznego i nie jest argumentem za tym, by go dalej zwiększać. Ten tekst ma przybliżyć elementy efektywnego zarządzania finansami publicznymi i odpowiedzialności za ich stabilność.
W Polsce dług publiczny pozostaje na relatywnie niskim poziomie 51,6 proc. wobec średniej dla EU27 na poziomie 86,4 proc. Zgadzam się z tym, że z prostego zestawienia tych dwóch wartości nie wynika bynajmniej przyzwolenie, aby zadłużać się dalej. Polska to wciąż kraj „na dorobku”, który importuje kapitał z rynków globalnych i jest od nich zależny. Wobec tego bezpieczny poziom długu publicznego jest znacznie niższy niż dla krajów Europy Zachodniej i uważam, że jest bardzo prawdopodobne, że już się do tego poziomu bezpieczeństwa zbliżamy. To istotne i prawdziwe w obecnej sytuacji globalnej - w środowisku wysokich stóp procentowych i wysokiej awersji do ryzyka. Historia upadku rządu nowej i byłej już premier Wielkiej Brytanii dobitnie pokazała nam, że brak wstrzemięźliwości fiskalnej, nawet gdy jest tylko zapowiadana, może nieść ze sobą negatywne konsekwencje.
Świat jest znacznie bardziej skomplikowany niż twitterowo-telewizyjne dyskusje, w których rozmówcy widzą go w kategoriach czarno-białych. Dług publiczny nie jest sam w sobie ani dobry, ani zły. Jego zwiększanie to możliwość, z której dobrze móc skorzystać w trudnych czasach. I właśnie po to, by móc z niej korzystać, warto mieć na to przestrzeń, czyli możliwość dalszego zadłużania się. Jak ta przestrzeń jest ważna, widać teraz po protestach krajów UE przeciwko niemieckim planom, aby przeznaczyć do 200 mld euro na wsparcie rodzimego przemysłu w kryzysie energetycznym.
To prawda, że w obecnej sytuacji makroekonomicznej i rynkowej przestrzeń do dalszego zadłużania się na rynkach finansowych jest bardzo ograniczona, szczególnie dla importerów kapitału takich jak Polska. Prawdą jest też, że nowe wydatki publiczne powinny być w istotny sposób racjonalizowane. To, że tak jest, nie oznacza jednak, że w początkowym okresie pandemii COVID nie należało wszelkimi możliwymi sposobami chronić przedsiębiorstwa i ludność przed bankructwami i bezrobociem; sposobami, które były zgodne z prawem i dawały wystarczająco dużą elastyczność i szybki czas reakcji. Wtedy godziły się na takie postępowanie, a wręcz je zalecały największe międzynarodowe instytucje finansowe (na przykład Międzynarodowy Fundusz Walutowy) i aktywnie wspierały banki centralne. Co ważniejsze, inwestorzy na krajowych i międzynarodowych rynkach finansowych wtedy wspierali taką politykę i chętnie kupowali emitowane w tym celu obligacje.