Andrzej Wojtyna: Bardzo potrzebny bunt mniejszości w RPP

Jestem przeciwny sztucznemu wygaszaniu konfliktu i zamazywaniu osi obecnego sporu wewnątrz RPP w imię rzekomej obrony wiarygodności i prestiżu NBP.

Publikacja: 19.10.2022 03:00

Andrzej Wojtyna: Bardzo potrzebny bunt mniejszości w RPP

Foto: Bloomberg

Słowa dużego uznania należą się prof. Joannie Tyrowicz i prof. Przemysławowi Litwiniukowi za odważne publiczne przeciwstawienie się nieprawidłowościom w zarządzaniu NBP, które w istotny sposób ograniczają im wywiązywanie się z konstytucyjnego obowiązku i ze złożonej przysięgi. Argument, że ich protest uderza w prestiż czy wiarygodność banku centralnego i zagraża stabilności finansowej jest całkowicie chybiony, ponieważ reputacja NBP jest już i tak obecnie na niskim poziomie głównie za sprawą jego prezesa.

Protest ten stwarza nareszcie szansę pokazania szerszej publiczności, do jakiego regresu tej szczególnie obecnie ważnej instytucji doprowadził prezes Adam Glapiński. Nawet jeśli w efekcie protestu nie nastąpi szybkie odwrócenie regresu, to należy żywić nadzieję na jego zahamowanie, a przynajmniej spowolnienie. Nadzieja ta byłaby większa, gdyby w obronie niezależności nominowanych przez siebie członków RPP jak najszybciej wypowiedział się Senat.

Na początku dwa zastrzeżenia. Po pierwsze, w artykule nie odnoszę się do kwestii, czy przerwanie (lub zawieszenie) cyklu zacieśniania polityki pieniężnej było uzasadnione. Moim zdaniem nie było uzasadnione, ale to osobny, choć powiązany i ważny temat. Po drugie, pomijam szerszy kontekst – to, że destrukcja NBP jest częścią prawdopodobnie szerszego zamysłu zniweczenia instytucjonalnego dorobku transformacji gospodarczej po 1989 r. i pozytywnych efektów członkostwa w UE.

Uwagę koncentruję na pomijanych w ostatnich dyskusjach głębszych przyczynach konfliktu w RPP. Bez zrozumienia ich istoty trudno znaleźć środki zaradcze, które mogłyby zapobiec utrwaleniu podziału wśród członków Rady na całą kadencję, czego skutkiem byłyby decyzje suboptymalne czy wręcz szkodliwe dla gospodarki i społeczeństwa.

Przyczyny kryzysu

Można wyróżnić trzy głębsze przyczyny kryzysu w RPP:

1. Brak zabezpieczeń chroniących instytucje zostały zaprojektowane do warunków demokracji liberalnej przed postępującą dysfunkcjonalnością, a nawet degeneracją, gdy system polityczny zmierza w kierunku autokracji;

2. Błędna decyzja prezydenta Andrzeja Dudy, a potem Sejmu o powołaniu Adama Glapińskiego na drugą kadencję, mimo silnych merytorycznych argumentów przeciwko;

3. Trudna do zrozumienia i moralnie naganna uchwała RPP jednomyślnie podjęta w końcu poprzedniej kadencji o zmianie regulaminu, która znacząco ograniczyła możliwość rzetelnego wywiązywania się z obowiązków koleżankom i kolegom z nowej Rady i zdecydowanie wzmocniła i tak już nadmierną rolę prezesa Glapińskiego.

Czynniki psychologiczne czy osobowościowe odgrywają bardzo istotną rolę w funkcjonowaniu ciał kolegialnych będących częścią dużych instytucji o kluczowej dla społeczeństwa misji. Przyjęte rozwiązania organizacyjne, o różnym stopniu szczegółowości, mają zmniejszać ryzyko pojawiania się i utrwalania podziałów, u podstaw których leżą czynniki pozamerytoryczne, oraz sprzyjać podejmowaniu najlepszych decyzji.

Problem w tym, że otoczenie, w którym funkcjonują instytucje, podlega zmianom, czasami radykalnym. Może dojść do sytuacji, kiedy dotychczasowe koncepcje i oparte na nich rozwiązania organizacyjne są w nowym otoczeniu wykorzystywane w sposób sprzeczny z pierwotną misją instytucji.

W ten sposób dochodzimy do pierwszej głębszej przyczyny konfliktu w NBP. Otóż przyjęte w Polsce rozwiązania instytucjonalne dotyczące banku centralnego, w tym sposób wyłaniania członków RPP, oparte zostały w dużej mierze na ustawie o Banku Francji. System ten dobrze sprawdził się w pierwszych kilkunastu latach. Niezależność banku centralnego była respektowana przez wszystkie główne siły polityczne, a wybór członków do RPP był zwykle oparty na merytorycznych przesłankach. Różnili się oni często w ocenie sytuacji gospodarczej i co do właściwej reakcji polityki pieniężnej, ale nie wiązała ich lojalność wobec obozu politycznego.

Ta dobra praktyka uległa stopniowej erozji, a zasada niezależności banku centralnego została ostatecznie postawiona na głowie. Prezes NBP traktuje tę zasadę coraz bardziej jako niezależność od aktualnego stanu wiedzy ekonomicznej i od stanu gospodarki, a w coraz mniejszym stopniu jako niezależność od sfery polityki. Brak skutecznego mechanizmu demokratycznej kontroli (accountability) pozwala mu wykorzystywać formalną niezależność NBP do prowadzenia polityki pieniężnej podporządkowanej interesowi obecnej władzy.

Znamienna jest tu wypowiedź prezesa z przedostatniej konferencji prasowej, gdy mimo coraz bardziej groźnej dla nas analogii w sytuacji gospodarczej zdecydował się sięgnąć po przykład Turcji. Powiedział, że w przeciwieństwie do tego kraju w Polsce nie atakuje się niezależności banku centralnego. Paradoks polega na tym, że u nas taki atak ze strony rządu nie jest nawet potrzebny, gdyż NBP pod kierunkiem obecnego prezesa wydaje się przedkładać zasadę dominacji fiskalnej nad zasadę niezależności banku centralnego i wychodzić naprzeciw przedwyborczym oczekiwaniom finansowym własnego obozu politycznego.

Co interesujące w tym kontekście, na ostatniej konferencji prasowej prezes NBP określił siebie jako „schumpeterystę”. Warto więc zauważyć, że Joseph Schumpeter, wybitny przedstawiciel szkoły austriackiej, wierzył, że ekonomia powinna być neutralna, bo zależność od polityki bardzo utrudnia obiektywną analizę. Jak dalej przypomina Linda Yueh w swojej pouczającej książce o tym, co obecnie zrobiliby wielcy ekonomiści, Schumpeter wysoko cenił brytyjską apolityczną służbę cywilną, która zapewniała stabilność systemowi kapitalistycznemu.

Czy więc prof. Joanna Tyrowicz i prof. Przemysław Litwiniuk nie są przypadkiem bardziej schumpeterystami niż sam prezes? I co może najciekawsze, jako schumpeterysta prezes NBP powinien właściwie cieszyć się z „buntu mniejszości” w RPP. Bunt ten obiecuje bowiem uruchomienie swoistego procesu „twórczej destrukcji”, w wyniku którego dojdzie do przełamania monopolistycznej pozycji prezesa, a w efekcie do podniesienia efektywności funkcjonowania banku centralnego.

Co zrobią prezes z prezydentem

Pomińmy z braku miejsca omówienie drugiej głębszej przyczyny obecnego konfliktu w RPP, a mianowicie niechlubną rolę prezydenta Andrzeja Dudy w wyborze Adama Glapińskiego na drugą kadencję. Po pierwszej kadencji prezydent dobrze wiedział, a w każdym razie powinien wiedzieć, jakiego kandydata wskazuje. Tym bardziej trzeba więc cały czas ostrzegać przed wielkim potencjalnym niebezpieczeństwem, jakie dla gospodarki może wynikać ze współpracy obydwu panów w przypadku zwycięstwa opozycji w wyborach. Nadużywanie prezydenckiego weta w połączeniu z ponowną przemianą prezesa NBP w „jastrzębia przewodzącego jastrzębiom” może zahamować rozwój polskiej gospodarki na wiele lat.

Przykre dziedzictwo poprzedniej kadencji

Przejdźmy do trzeciej głębszej, ale bardziej bezpośredniej przyczyny kryzysu w obecnej RPP, a mianowicie przykrego dziedzictwa pozostawionego przez członków Rady poprzedniej kadencji. Są nim bowiem nie tylko zbyt niskie stopy i zbyt wysoka inflacja, ale także defekt instytucjonalny w postaci uchwalonego „na do widzenia” regulaminu RPP, który znacząco osłabia pozycję i niezależność obecnych członków.

Należy pamiętać, że w przyjętym w Polsce modelu banku centralnego niezależność poszczególnych członków od prezesa i zarządu jest dla jakości podejmowanych decyzji prawie tak samo ważna jak niezależność całego NBP od władzy politycznej.

Dlatego tak rozczarowujące i kompromitujące jest podpisanie się czterech członków obecnej RPP pod wspólnym z prezesem „oświadczeniem” upublicznionym na stronie NBP 11 października br. Po pierwsze, podpisani nie uznali za stosowne lub nie mieli odwagi napisać, kim są krytykowani przez nich „niektórzy członkowie”. Bez tego, jak zauważyli już ironicznie komentatorzy, można przyjąć, że chodzi o akt samokrytyki.

Po drugie, możemy przeczytać, że „członkowie RPP powinni zachować niezależność”, ale nie wiadomo od czy wobec kogo. Z dalszej lektury wynika jednak jasno, że czterej członkowie akceptują w pełni regulamin narzucony przez poprzednią Radę. Podpisujący to oświadczenie wyznaczyli wyraźną linię podziału wewnątrz RPP – określają ją nie poglądy ekonomiczne, ale raczej bezwarunkowa lojalność wobec linii prezesa. Dwie ostatnie sejmowe nominacje do Rady raczej wzmocnią i utrwalą tę linię podziału.

Pewnym specyficznym pocieszeniem może być natomiast bubel w zakresie komunikacji banków centralnych, jakim jest opublikowany dzień później „ważny komunikat NBP”. Pocieszające jest w nim tylko to, że nie podpisał go żaden z członków RPP. Zresztą nikt nie miał odwagi go podpisać. Tak na marginesie, jeśli wypomina się w nim członkom Rady „wynagrodzenie w wysokości ponad 37 tys. PLN miesięcznie”, to może warto by też przypomnieć, ile zarabiają dyrektor departamentu komunikacji społecznej i nadzorujący go członek zarządu, którzy dopuścili do upublicznienia tak żenującego dokumentu.

Próby wyjaśnienia czy raczej „ratowania” motywów podpisania „Oświadczenia” podjął się prof. Ireneusz Dąbrowski, występując w TOK FM 17 października. Nie potrafił jednak wyjaśnić, dlaczego podpisał się pod oświadczeniem będącym swoistą reprymendą udzielaną jednym członkom RPP przez innych. Uważam, że dla członków RPP, którzy podpisali się pod „Oświadczeniem”, było to wystąpienie ich pogrążające, a nie ratujące.

Szansa w nowym regulaminie RPP

Jak widzę możliwość opanowania obecnego kryzysu w RPP? Prof. Przemysław Litwiniuk zapowiada możliwość podjęcia kroków prawnych, co jest uzasadnione, ale trudno spodziewać się szybkiego rozstrzygnięcia. Moim zdaniem kluczowe znaczenie formalne ma to, czy zmiany w regulaminie są dla obecnej Rady wiążące. Uważam, że nie są i że w każdej kadencji RPP powinna przyjmować swój własny regulamin i to nie w drodze głosowania, lecz poprzez zbudowanie konsensu.

Po drugie, ważną częścią zaakceptowanego regulaminu powinno być określenie sposobu uzgadniania treści komunikatu. Wiem z doświadczenia w RPP, że to trudne, ale w trakcie naszej kadencji zawsze się udawało. Nie wiem, jak przebiegała dyskusja nad komunikatem, a przede wszystkim, czy prof. Tyrowicz w niej uczestniczyła, czy zarządzone zostało w tej sprawie głosowanie i czy została ona przegłosowana. Nie udało się w każdym razie uzgodnić stanowiska w takim zakresie, aby prof. Tyrowicz uznała je za akceptowalne i zrezygnowała z upublicznienia alternatywnej wersji dokumentu.

Po trzecie, konieczny jest powrót do takiej formuły konferencji prasowej, w której oprócz prezesa uczestniczy dwoje członków RPP na zasadzie rotacji, ale zawsze z udziałem osoby mającej w danym miesiącu wyraźnie odmienny pogląd.

Po czwarte, aby wzmocnić indywidualną podmiotową odpowiedzialność członków Rady za podejmowane decyzje i odbudować jej wiarygodność, powinno się wrócić do dyskusji nad dalej idącymi zmianami prawnymi dotyczącymi tego, czy w obecnej sytuacji nie należałoby ogłaszać wyniku głosowania od razu w komunikacie, a być może nawet pokazywać, kto jak głosował.

Pierwsze reakcje prezesa NBP i podporządkowanych mu służb, a także jego wcześniejsze wypowiedzi i działania nie wskazują, by miał on pójść w kierunku przywrócenia dobrych praktyk, jakimi kierował się w przeszłości polski bank centralny. Można raczej oczekiwać jeszcze większych szykan wobec członków RPP starających się zachować niezależność poglądów w ocenie stanu gospodarki i prób jeszcze silniejszego scentralizowania władzy, z credo „NBP to ja” . Trudno mi sobie wyobrazić, by prezes NBP łatwo zrezygnował ze swoich comiesięcznych stand-upów. Powstaje wrażenie, że wierzy on w możliwość narzucenia odbiorcom bardzo mu odpowiadającej formuły spotkań przyjętych przez prezesa PiS z wyselekcjonowanymi wyborcami. Co gorsze, treści jego wypowiedzi coraz bardziej upodabniają się do wywodów prezesa PiS, wskazując, że szefowi naszego banku centralnego udzieliła się obcość kulturowa wobec Zachodu w odniesieniu do poglądów ekonomicznych. Mam nadzieję, że takiej formy komunikacji prezes NBP nie będzie mógł utrzymać do końca kadencji, bo zwiększałaby ona ryzyko odpływu kapitału i kryzysu walutowego. Wielu ekonomistów ogląda występy prezesa NBP i są nimi coraz bardziej zniesmaczeni, szczególnie ci, którzy zastanawiają się, co RPP powinna zrobić, a nie tylko, co zrobi ze względu na utrzymujący się w niej podział. Będą oczekiwać wypowiedzi merytorycznych, jeśli nie od prezesa, to od innych członków RPP. W takiej sytuacji byłoby dobrze, gdyby w ślad za alternatywnymi komunikatami pojawiły się alternatywne konferencje prasowe. Na razie to prezes, a nie koledzy z Rady, „tupie nogą jak dziecko, któremu zabrano zabawkę” (czyli monopol komunikacyjny). Jeśli nie zamierza wrócić do dobrych praktyk banków centralnych, to powinien zrezygnować z funkcji prezesa NBP i wrócić w pełnym wymiarze do polityki.

Podsumowując, jestem przeciwny sztucznemu wygaszaniu konfliktu i zamazywaniu osi sporu wewnątrz RPP w imię rzekomej obrony wiarygodności i prestiżu NBP. Moim zdaniem argumenty „strażników” reputacji NBP są, ogólnie rzecz biorąc, podobne jak przy ukrywaniu przypadków przemocy domowej, gdy wskazuje się, że liczy się przede wszystkim „dobro” rodziny, a w rzeczywistości chodzi o tuszowanie nagannych praktyk.

Prof. Andrzej Wojtyna był w latach 2004–2010 członkiem Rady Polityki Pieniężnej

Słowa dużego uznania należą się prof. Joannie Tyrowicz i prof. Przemysławowi Litwiniukowi za odważne publiczne przeciwstawienie się nieprawidłowościom w zarządzaniu NBP, które w istotny sposób ograniczają im wywiązywanie się z konstytucyjnego obowiązku i ze złożonej przysięgi. Argument, że ich protest uderza w prestiż czy wiarygodność banku centralnego i zagraża stabilności finansowej jest całkowicie chybiony, ponieważ reputacja NBP jest już i tak obecnie na niskim poziomie głównie za sprawą jego prezesa.

Pozostało 96% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację