Będzie o czymś daleko istotniejszym, bo mającym znaczenie naprawdę fundamentalne. O wyścigu, który trwać będzie przez najbliższe dekady, między rozwojem gospodarczym Polski z jednej strony a cierpliwością Polaków czekających na owoce tego rozwoju z drugiej.
Od momentu przystąpienia Polski do Unii Europejskiej wyemigrowało na dobre z naszego kraju około półtora miliona ludzi. Najpierw fala emigracji miała charakter gwałtowny, tak jakby za granicę ruszyli wszyscy ci, którzy siedzieli na spakowanych walizkach i czekali tylko na dogodny moment. Potem sytuacja nieco się ustabilizowała, zwłaszcza gdy w Europie Zachodniej stało się trudniej o pracę. Ale tylko do czasu...
Według opublikowanego niedawno badania firmy Work Service na emigrację byłyby gotowe kolejne miliony Polaków. Dotyczy to zwłaszcza ludzi młodych, sfrustrowanych niskimi płacami i mentalnie gotowych na wyjazd.
Dlaczego ludzie chcą emigrować? No cóż, nie ma w tym nic dziwnego. Młodzi ludzie porównują płace oferowane w Polsce z tymi, na które mogliby liczyć w Niemczech – i wychodzi im, że są one ze trzy razy niższe. Dla większości z nich jest to niezrozumiałe i skandaliczne. Są przekonani, że w Polsce po prostu ktoś ich okrada, zabierając dwie trzecie należnego wynagrodzenia. A politycy tylko ich w tym utwierdzają swoimi niezbyt mądrymi wypowiedziami i rzucanymi na wiatr obietnicami, w które nikt nie wierzy.
Nasz problem jest właściwie nie do rozwiązania. Przez niemal pół wieku komunizmu między pensjami w Polsce i na Zachodzie wyrosła przepaść. W 1990 roku, wskutek znacznie niższej wydajności pracy i słabszej waluty, polska pensja była mniej więcej 15 razy niższa od zachodnioeuropejskiej (przedtem było jeszcze gorzej). Skutkiem ogromnego sukcesu ostatniego ćwierćwiecza różnica ta spadła dziś tylko do trzykrotności.