Z reglamentacją mierzyliśmy się choćby w czasach schyłkowej PRL, gdy półki sklepowe świeciły pustkami, w sklepach mięsnych straszyły puste haki. Brakowało niemal wszystkiego, no, może poza octem. A klienci i tak stali w długich kolejkach, bo, a nuż, coś jednak rzucą. Skończyło się to wprowadzeniem kartek m.in. na mięso, cukier, słodycze, papierosy, alkohol, paliwo, a nawet obuwie.
Na razie akurat tego typu ograniczenia towarowe chyba nam nie grożą. Ale i tak historia zatoczyła koło. Młodszym pewnie nawet się nie śniło, że reglamentację, znaną z opowieści dziadków, poczują na własnej skórze. I nie będzie to przyjemne.
Mamy kryzys energetyczny. Związany nie tylko z napaścią Rosji na Ukrainę i z nałożonym w efekcie tego embargiem na rosyjskie surowce energetyczne: gaz, ropę i węgiel. Obecny kryzys to bowiem także efekt zaniechań rządu, lekceważenia energetyki odnawialnej i blokowania jej rozwoju. O elektrowni atomowej nadal tylko się mówi. O spójnej polityce energetycznej też. W tej sytuacji potrzeba uniezależnienia się od dostaw z Rosji będzie wyjątkowo boleć.
Czytaj więcej
Gdy zużycie prądu niebezpiecznie wzrośnie, np. w efekcie wysokich temperatur, nowe prawo spowoduje, że nie tylko wiele centrów, ale też biurowców czy magazynów przerwie działalność.
Już to widać. „Rzeczpospolita” dotarła do korespondencji organizacji zrzeszających m.in. centra handlowe, deweloperów, firmy handlowe z resortem klimatu i środowiska dotyczącej możliwych ograniczeń w dostawie prądu. W czasie wysokiego zapotrzebowania na energię, w okresie mocnych upałów, mogłoby to oznaczać nawet konieczność zamknięcia części galerii handlowych i sklepów. Dla prowadzących je przedsiębiorców oznaczałoby to poważne kłopoty. Ale to nie wszystko. Rząd szykuje się też do reglamentacji gazu już najbliższej zimy. Jak szalone rosną ceny węgla, którego i tak dla wszystkich pewnie nie wystarczy.