Anita Błaszczak: Drogie wakacje, opłacalne saksy

Podczas tegorocznych urlopów za granicą mocniej odczujemy finansowy dystans dzielący nas od turystów z zachodniej Europy. Wzrasta za to opłacalność pracy w Niemczech, które zamierzają teraz mocniej zawalczyć o pracowników z Polski.

Publikacja: 14.07.2022 12:17

Atut niższych kosztów życia znika przy urlopowym wyjeździe za granicę

Atut niższych kosztów życia znika przy urlopowym wyjeździe za granicę

Foto: AdobeStock

Ponad milion pracowników zza granicy w rejestrach ZUS, w tym kilkaset tysięcy uchodźców z Ukrainy, to solidny dowód dobrej kondycji naszego rynku pracy, a także potwierdzenie atrakcyjności polskich zarobków. Faktycznie, przed wybuchem pandemii nasze płace dość szybko nadrabiały dystans do zachodnich stawek.

Jak wynika jednak z omawianych w „Rzeczpospolitej” najnowszych danych Eurostatu, to nadrabianie przychodzi nam ostatnio z większym trudem, mimo dwucyfrowego wzrostu płac.

Czytaj więcej

Polskie wynagrodzenia przestały gonić zachodnie

Problem w tym, że ten nominalny wzrost „zjadany” jest teraz nie tylko przez dwucyfrową inflację, ale też słabnącego złotego. A to sprawia, że licząc w euro, Polacy mogą się poczuć ubogimi krewnymi pracowników większości rozwiniętych krajów Unii. W tym sąsiadów z zza Odry, którzy średnio zarabiają cztery razy więcej niż my.

Możemy się wprawdzie pocieszać, że biorąc pod uwagę tzw. parytet siły nabywczej, czyli koszty życia, przeciętny Niemiec zarabia tylko nieco dwa razy więcej niż przeciętny Polak, ale ten atut niższych kosztów znika przy urlopowym wyjeździe za granicę.

Czym innym jest wyjazd do pracy, który przy słabym złotym staje się coraz bardziej atrakcyjny. W przypadku migrantów zarobkowych parytet siły nabywczej nie jest aż tak istotny (zawsze można zabrać zapasy z kraju). Dużo bardziej liczy się wskaźnik płacowo-kursowy, czyli wysokość wynagrodzenia za granicą i kurs złotego. Jedno i drugie może dzisiaj zachęcić sporo osób do pracy na Zachodzie, zwłaszcza w Niemczech, gdzie szybko rosną płace minimalne. W lipcu minimalna stawka godzinowa wrosła do 10,45 euro, a w październiku ma pójść w górę do 12 euro.

Nie jest to dobra wiadomość dla polskich pracodawców, którym pomimo napływu uchodźców z Ukrainy, wcale nie jest łatwiej o pracowników. A już zwłaszcza o mężczyzn na stanowiska opuszczone przez broniących ojczyzny Ukraińców.

Co prawda zbliżające się spowolnienie gospodarcze pewnie zmniejszy, także u nas, popyt na ręce do pracy, ale wcale nie musi zmniejszyć deficytu wykwalifikowanych pracowników. Zdają sobie też z tego sprawę eksperci za Odrą, którzy wskazują, że w najbliższych latach tamtejsza gospodarka będzie potrzebowała co roku ok. 400 tys. nowych fachowców i specjalistów. Tam również problemem jest luka pokoleniowa.

Czytaj więcej

Inflacja wzmacnia presję i protesty płacowe

Opinie ekspertów, a także statystyki pokazujące wzrost liczby wakatów, wziął sobie do serca niemiecki rząd, który na początku lipca zapowiedział radykalne poluzowanie polityki migracyjnej. Tak by „przyciągnąć do Niemiec dobrych pracowników” – nie tylko fachowców, ale też pracowników do sektora usług. By wyrównać luki kadrowe w branży hotelarsko-restauracyjnej czy opiekuńczej.

Niemiecki przykład pokazuje, że nawet w czasach, gdy najpilniejszym wyzwaniem rządów jest bezpieczeństwo energetyczne, można myśleć o wyzwaniach ważnych w dłuższym terminie. Pamiętając słowa klasyków zza wschodniej granicy, że to kadry decydują o wszystkim.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację