Niestety, ofiary kolejnego zamachu w Turcji takiego przekazu nie uwiarygodniają. Dlatego miło by było wyznaczyć w tej sprawie pewien standard – mianowicie ograniczenie się do faktów oraz wyłączenie tematu bezpieczeństwa z bieżących sporów.
Rzeczownik „bezpieczeństwo" robi wielką karierę, a sposoby, w jakie nam się oferuje ten „towar", potrafią zaskakiwać. Na okładce jednego z magazynów widziałem nawet ziejący grozą obraz wybuchu i zaproszenie do lektury poradnika pt. „Jak przetrwać zamach terrorystyczny". Nie wiem, czy miało to uspokajać, czy straszyć, ale po zamachach w Stambule wiem, że znowu za mało słyszę konkretów, a za dużo komunałów i akcji propagandowych na temat bezpieczeństwa własnego i moich bliskich.
Bezpieczeństwo stało się elementem propagandy, jednym z najbardziej chodliwych jej elementów. Słyszymy np. o bezpieczeństwie globalnym. Zależnie jednak od tego, kto o nim mówi i od kogo bierze pieniądze, ta wizja się różni. Słyszymy o wpływie rynku, organizacji międzynarodowych, Brexitu, programów poszczególnych partii i charakterów polityków. A ja chciałbym usłyszeć konkretnie – czy jestem bezpieczny? Jasno i szczerze.
Jaki jest poziom zagrożenia dziś w Polsce i za granicą? Które kraje są bezpieczne, a które nie? Teoretycznie Egipt i Turcja powinny w zasadzie całkowicie zniknąć z ofert biur turystycznych – ale tak nie jest! Jeśli bowiem zacząć analizować medialne przekazy i wypowiedzi ekspertów, to okazuje się, że owszem, Stambuł to może nie, ale Turcja generalnie tak, albo że w Egipcie w pewnych rejonach w sumie też można...
I nie ma się co dziwić, że ludzie w tym galimatiasie informacyjnym decydują się na wakacje w regionach będących na liście ostrzeżeń MSZ – bo przecież z tego powodu, dzięki „promocji", zaoszczędzą kilkaset złotych! Wakacje z dreszczykiem są dziś tanie jak nigdy wcześniej.