Jak w każdych okolicznościach powinno być sformułowane strategiczne zadanie rządu? Obowiązkiem rządu jest maksymalne ograniczenie niepewności, jaka towarzyszy działaniu podmiotów gospodarczych. Są nimi przedsiębiorstwa, przedsiębiorcy, pracownicy, konsumenci, ale też instytucje publiczne. A niepewność jest naturalnym stanem w gospodarce rynkowej. Raz jest jej więcej, kiedy wokół nas robi się niespokojnie. Innym razem – mniej, kiedy otoczenie się porządkuje. Rząd może tę niepewność zmniejszać. Ale może ją też niestety swoją działalnością potęgować.
Jak z tego podstawowego zadania wywiązuje się obecna władza? Czy w Polsce mamy teraz mniej czy więcej niepewności niż rok, dwa lata temu? Czy „Strategia na rzecz odpowiedzialnego rozwoju", wizja tego, jak rząd wyobraża sobie Polskę za kilkanaście lat, zmniejsza obszary niepewności, w której zmuszeni jesteśmy na co dzień działać?
Wzrost tłumiony
Poszukiwania odpowiedzi zacznijmy od wymiaru makroekonomicznego „Strategii". Mamy tu miks neoklasycznej teorii wzrostu i zyskującej na powrót na znaczeniu po kryzysie zmodyfikowanej teorii wzrostu endogenicznego, która okres świetności przeżywała w późnych latach 80. ubiegłego wieku. Klasyczna teoria wzrostu gospodarczego kładzie akcent na podstawowe czynniki produkcji, czyli pracę, kapitał i efektywność ich wykorzystania. Wzrost endogeniczny nie neguje co prawda ich wagi, ale dokłada jako element kluczowy politykę gospodarczą, interwencjonizm i instytucje organizowane przez państwo.
Gdyby „Strategia..." skupiała się na prezentacji zestawu przedsięwzięć gwarantujących zwiększenie zasobów podaży pracy, kapitału, wzrost efektywności ich wykorzystania, a równocześnie dodawała do tego receptę na wzmocnienie inkluzywnego wzrostu i ograniczenie nadmiernych nierówności – to sprawa byłaby prosta. Moglibyśmy powiedzieć z czystym sumieniem, że rząd stara się ograniczyć niepewność w gospodarce. Dyskusja w ramach ogłoszonych konsultacji społecznych ogniskowałaby się wówczas na ocenie poszczególnych propozycji, ich modyfikacji, dodawaniu nowych pomysłów. Ale tak, niestety, nie jest.
Wiara w endogeniczne czynniki wzrostu, a konkretnie w aktywną politykę gospodarczą rządu silnie ingerującego w funkcjonowanie gospodarki, jest immanentną cechą „Strategii...". Z wiarą trudniej się dyskutuje niż z realnymi faktami. Jeśli ktoś wierzy, że rząd lepiej niż podmioty prywatne alokuje zasoby, to wierzy i koniec. Sprawdzian tej wiary, w postaci konkretnych wskaźników makroekonomicznych, będzie za kilkanaście lat. A przez ten czas towarzyszyć nam będzie wzrost niepewności: czy rząd trafił, typując zwycięzców, jakie były alternatywne koszty finansowania rozwoju?