Mamy ostatnio zalew wypowiedzi różnych „autorytetów" bankowości, najczęściej z tytułami naukowymi, na temat uzdrowieńczej roli „udomowienia", czyli repolonizacji, która ma przywrócić rzekomo zakłóconą równowagę w sektorze bankowym w Polsce. Przeprowadzona w połowie listopada w programie #RZECZoBIZNESIE rozmowa z prof. Waldemarem Koziołem z Uniwersytetu Warszawskiego i debata w „Rzeczpospolitej" zawierają tyle przeinaczeń, że zasługują co najmniej na krótki komentarz.
Po pierwsze, ważnym aspektem „udomowienia" banków w Polsce, na które dyskutanci nie zwracają uwagi, jest to, że oznacza ono ich renacjonalizację. Bo tylko grupa PZU i PKO BP mają zdolności kapitałowo-organizacyjne do przeprowadzania takich operacji po faktycznym unicestwieniu OFE przez poprzednią ekipę rządzącą. Przykład dr. Kozioła, który dołączył do tej grupy KGHM, traktuję humorystycznie. Firma ta powinna się skupić na porządkowaniu swoich aktywów zagranicznych związanych z działalnością podstawową, a nie wdawać się w działalność, o której nie ma pojęcia.
Jak widzimy, wszystkie te instytucje są kontrolowane przez Skarb Państwa, co jest w tej debacie kluczową kwestią. Państwo jest bowiem najgorszym właścicielem banków ze wszystkich możliwych, a kraje, w których udział własności państwowej w bankach był największy, były najbardziej podatne na turbulencje rynkowe i kryzysy finansowe. Nawet w dojrzałych gospodarkach rynkowych instytucje finansowe kontrolowane przez władze publiczne były źródłem potężnych kryzysów szybko rozprzestrzeniających się na sferę realną gospodarki. Wystarczy wspomnieć Hiszpanię (cajas – lokalne kasy oszczędnościowe), Niemcy (Landesbanki) czy USA (Fanny Mae i Freddie Mac – instytucje niby prywatne, które realizując rządową strategię obniżania barier w dostępie do mieszkań i domów, udzielają kredytów hipotecznych bądź gwarancji bankowych, bez konieczności przestrzegania regulacji ostrożnościowych).
Słoweńska przestroga
W Słowenii do niedawna udział banków zagranicznych w strukturze aktywów sektora był poniżej 30 proc., czyli odwrotnie niż w Polsce. Nie uchroniło to, a może nawet przyczyniło się do gigantycznego kryzysu finansowego w 2009 r. w tym – wydawałoby się – stabilnym kraju. Doszło do recesji i pogorszenia się sytuacji zwykłych ludzi. Czy udomowienie banków było w Słowenii pożyteczne? Nie sądzę.
Po wtóre jako osoba, wg definicji prof. Zbigniewa Krysiaka z SGH, który brał udział w debacie „Rzeczpospolitej", „zmodelowana" przez banki zagraniczne, chciałbym zwrócić uwagę na fakt, że banki i inne przedsiębiorstwa kontrolowane przez rząd są z definicji mniej efektywne. W przypadku banków objawia się to co najmniej 10-proc. dyskontem w ich wycenie rynkowej. Wynika to z obsady ich gremiów kierowniczych przez akcjonariusza większościowego – Skarb Państwa, czyli przez polityków. Przekłada się to na nieoptymalne decyzje biznesowe podejmowane zgodnie z oczekiwaniem politycznym. A przecież politycy nie są specjalistami od oceny ryzyka kredytowego...