Prezydent może – i mam nadzieję, że to zrobi – złożyć jasną deklarację, że USA pozostają wiarygodnym sojusznikiem naszego kraju. To ma dla nas znaczenie najistotniejsze, bo nic nie zabija w takim stopniu decyzji inwestycyjnych jak poczucie niepewności i strachu.
Amerykańskie korporacje mogą nie wiedzieć dokładnie, gdzie leży Polska, ale raczej wiedzą, że jest gdzieś w Europie i graniczy z Rosją. A graniczenie z Rosją jest z ich punktu widzenia geopolitycznym zagrożeniem, z którym muszą się liczyć, podejmując decyzje o zaangażowaniu w naszym kraju. Prezydent Trump lubi jak dotąd mówić lekceważąco o Unii Europejskiej i omijać szerokim łukiem deklaracje bezwarunkowego wywiązywania się ze zobowiązań sojuszniczych USA wynikających z NATO. Oby wyraźnie powiedział, że w przypadku Polski nie ma takich obaw.
Prezydent będzie też pewnie coś mówił o pogłębieniu współpracy gospodarczej. Ale trzeba pamiętać, że w USA o inwestycjach koncernów naprawdę nie decyduje prezydent, ale same koncerny.
Jeśli Donald Trump w ogóle będzie miał w kieszeni jakieś konkrety dotyczące spraw gospodarczych, to będą to głównie propozycje zakupów, które my możemy zrobić w USA. Ponieważ uwielbia informacje o „dealach", które udało mu się załatwić dla Ameryki, być może wspomni coś o doskonałym uzbrojeniu, które mogą nam sprzedać amerykańskie koncerny przemysłowe. No i o amerykańskim skroplonym gazie, którego eksport zamierza silnie wspierać w interesie firm wydobywczych. To akurat szczęśliwie zbiega się z naszymi potrzebami, bo po to zbudowaliśmy gazoport, aby z niego korzystać. Choć oczywiście nie musielibyśmy wcale ściągać gazu z USA.
Prezydent może też luźno obiecać – a nasz rząd strasznie to nagłośni – że dzięki zakupom broni i gazu w USA uzyskamy dostęp do najnowocześniejszych technologii, które pomogą w modernizacji naszego przemysłu.