Rz: Sejm planuje wprowadzić nowe prawo wodne, które zakłada uregulowanie kwestii gospodarowania zasobami wód. Projekt od początku wzbudza wiele kontrowersji, bo opłatami za pobór wody mają zostać objęci m.in. rolnicy czy branża energetyczna. A jak nowe prawo wpłynie na działalność hodowców ryb?
Marek Ferlin: Właściwie dziś nie powinniśmy narzekać, bo rybacy przyjęli propozycje, które udało im się wynegocjować przy wsparciu Ministerstwa Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej. Od dawna postulowaliśmy, że ta ustawa musi odpowiadać nie tylko na potrzeby Unii Europejskiej i rządu, ale także hodowców. Na początku zaproponowano przecież, że gospodarstwa rybackie będą musiały zapłacić 8 tys. złotych za hektar napełnionego stawu.
Dlatego wieszczono, że nowe prawo zlikwiduje hodowlę ryb w Polsce?
Tak mogło się wydarzyć. Rozpoczęliśmy wówczas negocjacje z Ministerstwem Środowiska. Obecnie nowe prawo nadal nie spełnia wszystkich naszych oczekiwań, ale przynajmniej jest w tej chwili do przyjęcia. Choć nadal uważamy, że to hodowcom ryb powinno się płacić za tę wodę. W okresie letnim nasze stawy stają się zbiornikami retencyjnymi, które sami utrzymujemy. Urządzenia piętrzące, czyszczenie przyległych rowów – państwo nam za to nie płaci, ale z pewnością na tym korzysta. Poza tym wiemy, że czystość wody w polskich rzekach pozostawia wiele do życzenia, a my jesteśmy jej „naturalną oczyszczalnią". Korzystamy z wód powierzchniowych, które później znów kierujemy do koryta rzek. W tym procesie każdego roku wyławiamy masę butelek czy plastikowych opakowań, które wraz z wodą trafiają do naszych stawów.
A czy Polacy odczują zmiany w prawie wodnym, kiedy będą chcieli kupić rybę?