Polscy emeryci nie są biedni

Wydatki emerytalno-rentowe w Polsce są wysokie, a sytuacja materialna osób starszych nie gorsza niż innych grup społecznych. Zwiększenie świadomości społecznej w tym zakresie jest niezbędne dla powstrzymania kolejnych obietnic składanych przez polityków w celu przypodobania się rosnącej grupie wyborców w wieku 60+ – pisze ekonomista.

Aktualizacja: 11.12.2017 20:11 Publikacja: 11.12.2017 20:00

Polscy emeryci nie są biedni

Foto: 123RF

W państwach Unii Europejskiej istnieje dosyć silna (i logiczna) zależność, zgodnie z którą im wyższy udział osób starszych w populacji, tym wyższe wydatki państwa na emerytury i renty. Są tylko dwa państwa, które wyraźnie od tej zależności odstają: Polska i Słowacja.

Udział osób w wieku 65+ w populacji Polski jest jeszcze jednym z najniższych w UE – w 2015 r. wyniósł 15 proc. i tylko w czterech państwach Unii był niższy. Mimo to wydatki emerytalno-rentowe przekraczają średnią unijną – wyniosły 13,5 proc. PKB, wobec 12,7 proc. PKB średnio w UE.

Polska odstaje od przedstawionej reguły w szczególności na tle państw Europy Środkowo-Wschodniej, gdyż w większości z nich mimo starszej populacji (!) wydaje się na emerytury i renty znacznie mniej – średnio aż o 2,7 proc. PKB mniej niż w Polsce (to dwukrotność rocznych wydatków na 500+).

Wydatki emerytalno-rentowe stanowią jedną trzecią całkowitych wydatków publicznych w Polsce. Jest to więc kategoria wydatków, która w największym stopniu określa rolę państwa w gospodarce (wysokość podatków i/lub wydatków na cele takie jak ochrona zdrowia czy edukacja).

Dlaczego wydatki te są tak wysokie, mimo stosunkowo młodej populacji w naszym kraju? Można wskazać dwa główne czynniki. Pierwszy to duża liczba emerytów i rencistów (ok. 9 mln osób), wynikająca z szybkiej dezaktywizacji zawodowej osób starszych, w szczególności kobiet. Drugi czynnik – co może być zaskakujące dla części opinii publicznej – to wysoki poziom świadczeń emerytalno-rentowych.

Co mówią dane

Według danych GUS za 2016 rok, dochód rozporządzalny na osobę w gospodarstwach domowych emerytów był o 6 proc. wyższy niż średnia dla całej populacji (dochód ten w dominującej części pochodził z transferów publicznych). Wyższy od emerytów dochód rozporządzalny osiągnęli jedynie pracujący na własny rachunek (przedsiębiorcy), a niższy – pracownicy najemni.

Grupę emerytów charakteryzują także niskie nierówności dochodowe (najniższe spośród wszystkich grup społecznych) oraz niskie wskaźniki ubóstwa (8 proc. osób o dochodach niższych niż ustawowa granica ubóstwa, wobec 12 proc. wśród pracowników najemnych). Sytuacja materialna emerytów jest więc na tle polskiego społeczeństwa dobra.

Słabiej sytuują się natomiast renciści – dochód rozporządzalny na osobę w tej grupie jest o ok. 20 proc. niższy od średniego dochodu dla całej populacji, a wskaźniki ubóstwa są relatywnie wysokie.

Sytuację materialną polskich emerytów często porównuje się z sytuacją emerytów w Niemczech. To raczej niefortunne ćwiczenie, gdyż ze względu na istotne różnice w poziomie rozwoju gospodarek to naturalne, że siła nabywcza emerytur w Niemczech jest wyższa.

Gdy jednak zestawimy dochody osób starszych w Polsce i Niemczech z dochodami pozostałej części populacji w tych krajach to okaże się, że osoba starsza w Polsce jest w relatywnie lepszym położeniu.

W 2015 roku w Polsce mediana dochodów osób w wieku 60+ była równa medianie dochodów osób młodszych (w wieku 0–59, dane po przemnożeniu przez tzw. skalę ekwiwalentności). Oznacza to, że medianowy dochód osób starszych w Polsce był taki sam jak pozostałej części populacji.

Tymczasem w Niemczech mediana dochodów osób starszych stanowiła 87 proc. mediany dochodów reszty populacji, a średnio w UE – 90 proc. Tylko w siedmiu państwach UE wskaźnik ten był wyższy niż w Polsce.

Mam świadomość, że populacja emerytów i rencistów nie jest jednorodna, a przedstawione uśrednione dane nie wyczerpują tematu. Wyraźnie pokazują jednak, że co do zasady wypłacane w tej chwili świadczenia zabezpieczają sytuację materialną osób starszych na relatywnie dobrym poziomie.

Z tego względu powinniśmy jako społeczeństwo (szczególnie młodsza jego część) sprzeciwiać się różnym pomysłom polityków na sztuczne podnoszenie emerytur, np. w formie 13. emerytury czy 500+ dla emerytów (tym bardziej jeżeli instrumenty te nie byłyby ukierunkowane wprost na redukcję ubóstwa). Każde dodatkowe świadczenie ostatecznie musi bowiem mieć odzwierciedlenie w płaconych przez każdego z nas podatkach lub mniejszych wydatkach państwa na inne cele.

Krok w przyszłość czy w przepaść

Obecna wysokość świadczeń emerytalnych jest wciąż w dużym stopniu pokłosiem systemu emerytalnego obowiązującego w Polsce przed 1999 rokiem. Poprzedni system był bardziej hojny dla świadczeniobiorców niż obecny, więc kapitał początkowy naliczony na obowiązujących wówczas zasadach korzystnie oddziałuje na poziom dzisiejszych świadczeń.

Z czasem jednak, im bardziej przyznawane emerytury będą wynikały ze składek odłożonych w nowym systemie, tym niższa będzie wysokość świadczeń. Pisząc precyzyjniej – siła nabywcza emerytur, przy założeniu ciągłego wzrostu gospodarczego, nie powinna być mniejsza niż dzisiaj, ale spadnie ich wysokość w relacji do zamożności całego społeczeństwa.

Według symulacji Komisji Europejskiej, stopa zastąpienia, czyli relacja wysokości emerytury do wysokości ostatniej płacy pracownika, spadnie z obecnych ok. 60 proc. do mniej niż 30 proc. w 2060 roku. Takie obniżenie świadczeń jest koniecznością – to jeden z nielicznych sposobów na utrzymanie wydatków emerytalnych w ryzach przy tak szybko starzejącej się ludności jak w Polsce.

Oznacza to jednak, że moje pokolenie (mam 28 lat – być może powinienem o tym wspomnieć na początku tekstu) doświadczy potężnego przeskoku w standardzie życia między okresem pracy i okresem pobierania emerytury. Czy jesteśmy na to gotowi?

Gotowość w tym przypadku oznaczałaby, że oszczędzamy na emeryturę także we własnym zakresie, poza systemem publicznym. Nie robimy tego, bo przekładamy wartość dzisiejszej konsumpcji (zakup mieszkania, samochodu, wakacji) ponad wartość konsumpcji przyszłej.

W pewnym stopniu jest to zjawisko naturalne – kto w wieku 20–30 lat myśli o życiu na emeryturze? Jest ono jednak pogłębiane przez to, że moje pokolenie, obserwując pokolenie swoich rodziców i dziadków, wnioskuje, że możliwe jest utrzymanie dobrego standardu życia, bazując wyłącznie na publicznym systemie emerytalnym.

Nie antycypujemy zmian, które zajdą w systemie emerytalnym w przyszłości. A może nie musimy? Ok. 2040 r. połowa Polaków będzie miała więcej niż 50 lat – będziemy pod tym względem jednym z pierwszych państw na świecie.

Siła polityczna osób starszych będzie tak duża, że (zakładając słabość polityków wobec presji grup interesu) w przyszłości będziemy w stanie przeforsować niemal każdą zmianę w systemie emerytalnym na swoją korzyść. Tylko co na to nasze dzieci?

Autor jest doktorem nauk ekonomicznych, wykładowcą  Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu, ekonomistą Instytutu Badań Strukturalnych

W państwach Unii Europejskiej istnieje dosyć silna (i logiczna) zależność, zgodnie z którą im wyższy udział osób starszych w populacji, tym wyższe wydatki państwa na emerytury i renty. Są tylko dwa państwa, które wyraźnie od tej zależności odstają: Polska i Słowacja.

Udział osób w wieku 65+ w populacji Polski jest jeszcze jednym z najniższych w UE – w 2015 r. wyniósł 15 proc. i tylko w czterech państwach Unii był niższy. Mimo to wydatki emerytalno-rentowe przekraczają średnią unijną – wyniosły 13,5 proc. PKB, wobec 12,7 proc. PKB średnio w UE.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację