Nawet jeśli zamiast samochodzików na baterie i lalek w krakowskich strojach pod choinkę trafiają drony i kolejne wersje Barbie, prezenty muszą być. W rezultacie co roku firmy doradcze i badawcze przebijają się do mediów z raportami, które najpierw podsumowują gwiazdkowe plany, a potem gwiazdkowe wydatki. Częścią świątecznej tradycji są też grudniowe zakupy w przepełnionych centrach handlowych, które uzupełnia teraz tęskne wyczekiwanie na kuriera z e-sklepu.
Co prawda prezenty można kupić wcześniej, ale to tylko teoria, skoro o świąteczną tradycję dbają handlowcy. Trzeba przyznać otwarcie – duża część świeckiej gwiazdkowej tradycji, na czele z jowialnym Mikołajem (już nie świętym), wykreowanym przed laty w reklamie Coca-Coli – jest efektem pracy specjalistów od sprzedaży i marketingu. Większość z nas ulega przedświątecznej gorączce zakupów, wzmacnianej przez gwiazdkowe promocje i reklamy z motywem „christmasów", czyli gwiazdkowych przebojów. I kupujemy. Nawet na kredyt, bo przecież święta są tylko raz w roku. Na tym nie koniec, bo handlowcy wykreowali też drugą część gwiazdkowo-noworocznej tradycji: wyprzedaże. Bez gorączki mocno reklamowanych przecen trudno byłoby zagonić do sklepów ludzi, których siły i portfele wydrenował już szał zakupów na święta.