Nastroje konsumentów gwałtownie się pogarszają. Widać to choćby w badaniach Głównego Urzędu Statystycznego, ale też innych ośrodków analitycznych. To przede wszystkim efekt rosnącej inflacji, którą Polacy już mocno odczuwają w swoich portfelach. I obawiają się, że będzie jeszcze gorzej – czyli że drożyzna nie odpuści. Odwrotnie – że może ceny towarów w sklepach mogą być jeszcze wyższe.

Tym m.in. można tłumaczyć nieoczekiwaną chęć konsumentów, by wydawać więcej. Już ponad 60 proc. badanych przez międzynarodowy koncern GfK chce kupować dobra trwałego użytku, bo uważa, że pieniądze będą tracić na wartości. Lepiej więc je wydać teraz, bo później za te same kwoty będzie można nabyć już tylko mniej.

Polacy coraz gorzej oceniają też perspektywy swojej własnej kondycji finansowej. Jak wynika z badań Szkoły Głównej Handlowej, tu nastroje są najgorsze od dziesięciu lat. Jeszcze gorzej, że podobne tąpnięcie z kwartału na kwartał miało miejsce ostatnio tylko w czasie szoku pandemicznego! Co tak nas dzisiaj przeraża? Zdaniem ekspertów nie tylko galopująca inflacja, która ogranicza bieżące dochody do dyspozycji, ale też chyba zdajemy sobie powoli sprawę, że coraz więcej kosztować nas będzie obsługa kredytów – zarówno tych złotówkowych (ze względu na rosnące stopy procentowe), jak i tych walutowych (ze względu na złotego słabnącego wobec wszystkich walut). Konflikt rządu o praworządność z Brukselą przybiera ostrą formę, wstrzymując uruchomienie Krajowego Planu Odbudowy, a szok podażowy – w tym przerwy w dostawach komponentów do produkcji – coraz bardziej zakłóca działalność przedsiębiorstw. Do Polaków zdaje się stopniowo docierać, że z naszą gospodarką nie do końca jest w porządku.

A to oznacza, że chyba nikogo już nie przekonują zapewnienia prezesa Narodowego Banku Polskiego o największym cudzie gospodarczym od ponad 70 lat. Ani kalkulacje, że podwyżki wynagrodzeń są większe niż wzrost cen w sklepach i nikt na inflacji nie cierpi. Ani obietnice, że Polski Ład to dobra strategia na kolejnych kilka–kilkanaście lat. Dziś Polacy nie potrzebują propagandy, fałszywych miraży, tylko rządów prawdziwego przywództwa. Kryzys pandemiczny i wielkie wydatki publiczne na ratowanie miejsc pracy to jedno. Tu wszyscy rząd popierali. Lecz przeciwdziałanie długookresowym skutkom tego kryzysu to inna sprawa. W tej mierze na razie władze się po prostu nie sprawdzają.