Prezydent informuje wyborców, że Unia Europejska (którą kompendium amerykańskiej wiedzy o świecie, CIA World Factbook, określa jako „niemający precedensu fenomen historyczny") to „jakaś wyimaginowana wspólnota", której tak naprawdę nie ma. Premier oznajmia, że to on sam wynegocjował warunki członkostwa Polski w tejże wyimaginowanej wspólnocie, choć – jak rozumiem – dotąd twierdził, że są to raczej warunki złe. Następnie wygodnie dojeżdża na wiec do Świebodzina oddaną do użytku wiele lat temu autostradą A2, po czym wysiada z limuzyny i ogłasza, że jego poprzednicy w ogóle żadnych dróg nie wybudowali, więc autostrady, którą przyjechał zapewne też nie ma. Ale ostatnio (nieco przecząc poprzednim wypowiedziom swoim i prezydenta) stwierdził, że jednak jakieś pieniądze z Unii są, tyle że jest ich znacznie mniej, niż rząd odebrał VAT-owskiej mafii i że służą tylko budowie chodników, bez których (jak się domyślam) znakomicie moglibyśmy się obejść. Zwłaszcza że już wkrótce zamiast żmudnego marszu chodnikami i jazdy nieistniejącymi autostradami będziemy poruszać się fruwającym w powietrzu milionem elektrycznych aut i lewitującymi nad torami pociągami Lux Torpeda.