Setki milionów euro na inwestycje w terminal kontenerowy w porcie w Gdańsku to niewątpliwie dobra wiadomość, a zarazem decyzja świadcząca o nadziejach pokładanych w rozwoju transportu dalekomorskiego. Ale tu nie jest tak różowo. Ceny frachtu skokowo wzrosły, brakuje statków, a na kontenery z Dalekiego Wschodu czeka się miesiącami.
Co i rusz odżywa dyskusja, czy w takiej sytuacji firmy nie powinny zabrać się na poważnie do skracania łańcucha dostaw i skończyć ze swoim uzależnieniem od dalekowschodniej produkcji. Ostatnie lata dostarczyły dużo argumentów „za" – od kryzysu pandemicznego i poważnych obaw, czy transport morski po prostu się nie zatrzyma, po zatkanie Kanału Sueskiego, które spowodował, a jakże, megakontenerowiec.
Jednak zanim te dylematy zostaną rozstrzygnięte, polskie porty pewnie urosną w siłę. Ich potencjał będzie znaczący, ale nie wpadajmy też w gigantomanię, światowi liderzy to zupełnie inna skala działania. Naszym portom daleko chociażby do nie tyle portu, ile całego centrum przeładunkowego w Duisburgu. Do jego funkcjonowania nie jest nawet potrzebne morze, to port rzeczny na Renie. Na rozwój transportu morskiego w Polsce niekoniecznie dobrze wpływają też decyzje rządzących. Można tylko z żalem patrzeć na miliardy wkładane w przekop Mierzei Wiślanej. Ta inwestycja będzie miała duże znaczenie, jeżeli chodzi o straty ekologiczne, znaczenie dla transportu będzie minimalne, dla obronności – żadne. Z kolei z zapałem budowana droga ekspresowa S19, Via Carpatia, owszem, przyczyni się do rozwoju portów, tyle że na Litwie.
Ale największym błędem jest to, że w Polsce powstają pojedyncze inwestycje, a nie powstaje cały system nowoczesnego transportu. Będziemy mieli nowiutkie terminale – i co się dalej stanie z tymi kontenerami? Z portów mają wyjeżdżać kolejne tysiące tirów? Oczywiście najlepszym rozwiązaniem byłaby kolej. Tylko że tutaj zaczynają się schody. Na torach coraz bardziej powszechnym zjawiskiem jest brak przepustowości, pociągi towarowe poruszają się ze średnią prędkością nieprzekraczającą 30 km na godzinę. A jeżeli już ktoś się zdecyduje załadować kontenery na wagony, musi zmierzyć się z pytaniem, gdzie je rozładuje. Takiej infrastruktury również nie mamy zbyt dużo – na pewno zbyt mało, by w niezmącony sposób cieszyć się z rozwoju portów.