Wielcy i mali bohaterowie afery Liechtenstein

Klaus Zumwinkel, Alois Liechtenstein. W tej historii jest właściwie wszystko, o czym lubimy czytać: wielkie pieniądze, arystokraci, więzienia i niejasne interesy – pisze Danuta Walewska

Publikacja: 29.02.2008 00:30

Wielcy i mali bohaterowie afery Liechtenstein

Foto: Reuters

Widzowie niemieckiej telewizji 15 lutego nie rozumieli, dlaczego gwiazda biznesu, wychwalany przez rząd prezes Deutsche Post Klaus Zumwinkel, nagle podał się do dymisji. Nikt jeszcze wtedy nie wiedział, że tego samego dnia o świcie funkcjonariusze wywiadu Bundesnachrichtendienst (BND) wtargnęli do willi Zumwinkla. Podobne akcje zostały przeprowadzone w ekskluzywnych dzielnicach Bochum, Monachium, Hamburga, Ulm i Frankfurtu u innych prominentnych Niemców. Po rewizji w podmonachijskiej willi do dymisji podał się Karl-Michael Betzl, obrońca praw konsumentów w Bawarii. Żona Betzla pracuje w niemieckim wywiadzie Bundesnachrichtendienst. Aresztowano także brata Zumwinkla, który kiedyś pracował w „Deutsche Post”.

– To, co się stało, przekroczyło wszystko, co mogłabym sobie wyobrazić – oświadczyła kanclerz Angela Merkel. Niemcy nadal nie bardzo rozumieli, o co chodzi. W telewizji wspominano tylko o jakichś kontach.

Wszystko było jak w filmach Hitchcocka. Na początku trzęsienie ziemi, a potem tylko napięcie narasta. Miliardy euro, tony dokumentów, służby specjalne i szpiedzy, tajemniczy donosiciele, fałszywe paszporty, rewizje o świcie w domach prominentów.

Zumwinkel przez lata należał do elitarnego grona najbardziej znanych niemieckich biznesmenów, był m.in. doradcą kanclerza. Ten 64-letni guru niemieckiej gospodarki miał odejść na zasłużoną emeryturę w listopadzie tego roku. Przygotowywał się do tego starannie, znalazł nawet swojego następcę Franka Appela. Zumwinkel jest bardzo zamożnym człowiekiem. Kiedyś pracował w firmie McKinsey i od tamtej pory doskonale wiedział, co robić z zarobionymi pieniędzmi. Dlatego teraz nie ma problemu, by zapłacić 1,46 mln euro kary za swoje finansowe szachrajstwa.

Unikał płacenia w Niemczech podatków poprzez konta w Liechtensteinie. Na liście ukrywających dochody i posiadających konta w banku LTG należącym do panującej rodziny Liechtensteinu znalazło się 1,6 tys. osób, w tym ok. tysiąca Niemców.

Przedstawiciel niemieckiego wywiadu poinformował, że dla tych, którzy przyznają się sami, kara za oszustwo podatkowe będzie łagodniejsza. Ta informacja musiała zrobić wrażenie, bo do prokuratury w Bochum (Nadrenia Północna-Westfalia) zgłosiły się od razu 163 osoby.

Afera zaczęła się od tego, że niemieckie Ministerstwo Finansów kupiło za 4,2 mln euro informacje o pieniądzach swoich obywateli zdeponowanych na tajnych kontach w Liechtensteinie. Według informacji LGT dane skopiował 42-letni Heinrich Kieber, który miał dostęp do archiwów bankowych jako informatyk. Zrobił to, bo jak twierdzi „oburzyła go skala oszustw podatkowych bogatych Europejczyków”. Za skopiowanie danych został skazany w Liechtensteinie na karę 600 tys. franków szwajcarskich. Zanim Kieber wyjechał z Liechtensteinu, zaoferował władzom księstwa sprzedaż skradzionych informacji. I ponownie został skazany za oszustwo, ale nie poszedł do więzienia, bo zwrócił dane. Tyle że wcześniej zrobił kopię. Potem przez półtora roku bezskutecznie starał się je sprzedać. Wreszcie w styczniu 2006 r. napisał e-mail do niemieckich służb bezpieczeństwa. Przedstawił się jako kobieta. Ostatecznie doszło do potajemnego spotkania niemieckiego wywiadu z Kieberem przed katedrą w Strasburgu w maju 2006 r. To miejsce zapewniające anonimowość, bo wówczas pełno jest tam turystów.Niemcy nie chcieli kupić dyskietki w ciemno. Wiarygodność sprawdziło Ministerstwo Finansów, a szef tego resortu Peer Steinbrück autoryzował wypłatę umówionej kwoty w wysokości 4,2 mln euro. Wszystko odbyło się legalnie, a Kieber zapłacił w Niemczech 420 tys. euro podatku od wzbogacenia się. W połowie ubiegłego roku materiał znalazł się na biurku szefa urzędu skarbowego w Nadrenii Północnej-Westfalii. Stamtąd po ponownej weryfikacji przesłano go do urzędu zajmującego się ściganiem przestępstw podatkowych w Bochum. Kieber zdawał sobie sprawę, że po tej transakcji będzie miał potężnych wrogów, i chciał wymusić na Niemcach włączenie go do programu ochrony świadków. Nie dostał. Otrzymał jednak dwa paszporty na różne nazwiska i wyjechał na drugą półkulę.

Rozwścieczeni Niemcy zaczęli się miotać. Władze grożą Liechtensteinowi, swoim biznesmenom, instytucjom finansowym, które korzystają z kont w księstwie.

– Wszystko robimy legalnie. A od dziś każdy przesyłający pieniądze do Liechtensteinu będzie musiał podać wiarygodny cel transakcji, np. koszty utrzymania nieruchomości – straszy Steinbrück. Niemieccy prawnicy wyśmiali ten pomysł ministra finansów jako nierealny. Ich zdaniem jedynym wyjściem z sytuacji jest międzynarodowy bojkot Liechtensteinu. Ale co z innymi rajami podatkowymi?

Markus Deutsche, niemiecki ekspert od prawa podatkowego, uważa, że te transakcje umożliwia niemieckie prawo, dziurawe jak szwajcarski ser. Najlepiej zarabiający Niemcy płacą ponad 47-proc. stawkę podatkową. W niektórych landach nawet więcej, bo dochodzi jeszcze 1 proc. na Kościół.

Władze maleńkiego alpejskiego Księstwa Liechtensteinu są oburzone. Zamiast, jak się tego spodziewano w Berlinie, ukorzyć się i zobowiązać do ujawnienia kont, zapewniły, że zrobią wszystko, by zachować tajemnicę bankową. Następca tronu, książę Alois Liechtenstein, absolwent brytyjskiej wojskowej akademii Sandhurst, tej samej, do której uczęszczają brytyjscy następcy tronu, mówił o ataku Teutonów na suwerenne państwo.

– Znaleźliśmy się pod ostrzałem superpotęgi – mówił książę Alois podczas konferencji prasowej. – Interesy jakiegoś państwa nie mogą być stawiane ponad prawem.

Sam książę dba też o własny interes, bo jest miliarderem, współwłaścicielem banku LGT, tego samego, z którego wyciekły dane. Reakcja księcia była jego pierwszym tak ostrym wystąpieniem. Wie jednak, jak się bronić. Skończył przecież prawo bankowe, pracował w firmie doradczej Arthur Andersen.

Na razie we wszystkich komputerach bankowych Liechtensteinu zlikwidowano wejścia do nośników danych, by zapobiec kolejnym kradzieżom. Według Banku Światowego Liechtenstein ma dziś najwyższy dochód per capita na świecie – ok. 30 tys. euro. Rząd w Vaduz nie podaje własnych danych, ale informuje o danych BŚ.

Sekret sukcesu systemu finansowego Liechtensteinu to fundacje, których działalność nie jest opodatkowana. Ze zdeponowanych tam pieniędzy, pochodzących wyłącznie z udokumentowanych źródeł, może korzystać jej właściciel i najbliżsi członkowie jego rodziny.

Fundacje mają prawo do otwierania rachunków bankowych, ale już poza terytorium księstwa. W ten sposób ich właściciele mają dostęp do gotówki. Fundacja Zumwinkla miała adres w Toskanii, tam gdzie były prezes Deutsche Post ma letni dom. Na to konto wpłynęło 12 mln dol. pochodzących ze sprzedaży najróżniejszych firm, w których miał udziały, zanim został prezesem DP.

Jedna z teorii wyjaśniających aferę mówi, że wcale nie chodziło o pozbycie się Zumwinkla i odzyskanie pieniędzy, które, zdaniem niemieckich prokuratorów i Ministerstwa Finansów, wyprowadził z Liechtensteinu, ani też o zmiażdżenie gospodarki księstwa. Ma to być uwertura przed atakiem na system bankowy Szwajcarii. Pozwala on uniknąć płacenia podatków po ulokowaniu pieniędzy w Zurychu, Genewie czy Bazylei. Prezesa Stowarzyszenia Banków Szwajcarskich Pierre’a Mirabauda tak zdenerwowała taka hipoteza, że porównał działanie niemieckiego rządu do akcji gestapo. Potem przeprosił, ale niesmak i obawy pozostały. Na kontach szwajcarskich banków jest dziś 2,9 bln dol. zagranicznych obywateli.

Powód drugi to gest w stronę gorzej zarabiających Niemców rozżalonych brakiem podwyżek, za to nieustannie czytających o krociowych zarobkach menedżerów. Przed zbliżającymi się wyborami taka taktyka może być korzystna dla Angeli Merkel. To sygnał, że w tym kraju nie ma świętych krów. Zumwinkel był również przewodniczącym rady nadzorczej największego europejskiego operatora Deutsche Telekomu oraz Deutsche Postbank szczycącego się największą liczbą klientów w tym kraju. Dodatkowo zasiada w radach nadzorczych Lufthansy i Arcandora. Może partii pani kanclerz wyraźnie pomóc. Akcja niemiecka przyniosła już rezultaty. Prokurator Hans-Ulrich Krueck powiedział, że 91 osób objętych śledztwem przyznało się i zapłaciło już 27,8 mln euro.

Afera z listą z Liechtensteinu obejmuje coraz to inne kraje europejskie. Brytyjczycy za listę ze 100 nazwiskami zapłacili 100 tys. funtów. W kolejce po nią stoją już Finowie, Szwedzi i Norwegowie, Australijczycy i Nowozelandczycy. Także Polska chciałaby otrzymać wgląd do listy.

Widzowie niemieckiej telewizji 15 lutego nie rozumieli, dlaczego gwiazda biznesu, wychwalany przez rząd prezes Deutsche Post Klaus Zumwinkel, nagle podał się do dymisji. Nikt jeszcze wtedy nie wiedział, że tego samego dnia o świcie funkcjonariusze wywiadu Bundesnachrichtendienst (BND) wtargnęli do willi Zumwinkla. Podobne akcje zostały przeprowadzone w ekskluzywnych dzielnicach Bochum, Monachium, Hamburga, Ulm i Frankfurtu u innych prominentnych Niemców. Po rewizji w podmonachijskiej willi do dymisji podał się Karl-Michael Betzl, obrońca praw konsumentów w Bawarii. Żona Betzla pracuje w niemieckim wywiadzie Bundesnachrichtendienst. Aresztowano także brata Zumwinkla, który kiedyś pracował w „Deutsche Post”.

Pozostało 93% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację