Widzowie niemieckiej telewizji 15 lutego nie rozumieli, dlaczego gwiazda biznesu, wychwalany przez rząd prezes Deutsche Post Klaus Zumwinkel, nagle podał się do dymisji. Nikt jeszcze wtedy nie wiedział, że tego samego dnia o świcie funkcjonariusze wywiadu Bundesnachrichtendienst (BND) wtargnęli do willi Zumwinkla. Podobne akcje zostały przeprowadzone w ekskluzywnych dzielnicach Bochum, Monachium, Hamburga, Ulm i Frankfurtu u innych prominentnych Niemców. Po rewizji w podmonachijskiej willi do dymisji podał się Karl-Michael Betzl, obrońca praw konsumentów w Bawarii. Żona Betzla pracuje w niemieckim wywiadzie Bundesnachrichtendienst. Aresztowano także brata Zumwinkla, który kiedyś pracował w „Deutsche Post”.
– To, co się stało, przekroczyło wszystko, co mogłabym sobie wyobrazić – oświadczyła kanclerz Angela Merkel. Niemcy nadal nie bardzo rozumieli, o co chodzi. W telewizji wspominano tylko o jakichś kontach.
Wszystko było jak w filmach Hitchcocka. Na początku trzęsienie ziemi, a potem tylko napięcie narasta. Miliardy euro, tony dokumentów, służby specjalne i szpiedzy, tajemniczy donosiciele, fałszywe paszporty, rewizje o świcie w domach prominentów.
Zumwinkel przez lata należał do elitarnego grona najbardziej znanych niemieckich biznesmenów, był m.in. doradcą kanclerza. Ten 64-letni guru niemieckiej gospodarki miał odejść na zasłużoną emeryturę w listopadzie tego roku. Przygotowywał się do tego starannie, znalazł nawet swojego następcę Franka Appela. Zumwinkel jest bardzo zamożnym człowiekiem. Kiedyś pracował w firmie McKinsey i od tamtej pory doskonale wiedział, co robić z zarobionymi pieniędzmi. Dlatego teraz nie ma problemu, by zapłacić 1,46 mln euro kary za swoje finansowe szachrajstwa.
Unikał płacenia w Niemczech podatków poprzez konta w Liechtensteinie. Na liście ukrywających dochody i posiadających konta w banku LTG należącym do panującej rodziny Liechtensteinu znalazło się 1,6 tys. osób, w tym ok. tysiąca Niemców.