Francuzi licznie przyjeżdżali do Polski, a zawód hydraulika stał się pozytywnym symbolem naszych rodaków pracujących za granicą. Dziś rząd Donalda Tuska za dużo mniejsze pieniądze skutecznie promuje Polskę jako nowego tygrysa Europy. Powoli premier i minister finansów zastępują hydraulika. Celem tej kampanii promocyjnej jest ściągnięcie do nas już nie mieszkańców rozwiniętych państw zachodnich, ale ich kapitałów.
Komisja Europejska pochwaliła Polskę za osiągnięcia gospodarcze. Korzystne recenzje zebrał też ogłoszony w piątek przez premiera plan zmniejszenia deficytu finansów publicznych. W zeszłym tygodniu wyjątkowo pozytywny tekst o Polsce ukazał się w prestiżowym tygodniku "The Economist". Autor proponuje w nim, by zacząć postrzegać nasz kraj jako prężny i nowoczesny. Wygląda na to, że głównym źródłem informacji dla jego autorów był Jacek Rostowski, który już wcześniej zbierał pochwały od innych poważnych pism finansowych.
Co z tego, że większość polskich ekonomistów oskarża rząd o marazm i niereformowanie kraju. Co z tego, że chwalony przez Brukselę plan Tuska (z regułą wydatkową Rostowskiego) tak naprawdę może zacząć działać od 2012 roku, czyli na pewno po zakończeniu kryzysu. Co z tego, że wysyłamy do Brukseli superoptymistyczne prognozy naszego wzrostu, choć zaplanowaliśmy rekordowy deficyt budżetowy. Nieważne, że "The Economist" opisuje odległe plany naszego rządu jako wdrożone już projekty. Ważne jest jedno – działania tego rządu oraz fakt utrzymania wzrostu gospodarczego w czasie ogólnoświatowego kryzysu rzeczywiście zmieniają obraz Polski.
Jesteśmy ukochanym dzieckiem Unii, któremu nie sprawdza się zawartości kieszeni. Nie ma szczegółowej analizy naszych projektów i danych przysyłanych z Warszawy. To ma swój wymiar finansowy. Już widać, że Polska nie ma problemów ze sprzedażą zagranicznym inwestorom obligacji. Ta skuteczna akcja propagandowa to duża zasługa rządu Tuska.
Ale nie powinno to usypiać naszych niepokojów. Nie psując dobrego wizerunku naszego kraju za granicą, trzeba nadal domagać się zdecydowanych reform, które utrzymają nasz wzrost gospodarczy, i pilnować, by ostatni program premiera nie okazał się tylko wstępem do kampanii wyborczej.