Powinniśmy czym prędzej schować się w ciemnym kącie i uciec przed światłami jupiterów. My też mamy swoje grzechy zaniechań, zaniedbań czy księgowych machinacji. Z ostatnich przewin to choćby wysunięcie poza budżet Krajowego Funduszu Drogowego, a z przeszłych finansowanie pieniędzmi z prywatyzacji Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, co pozostało do dziś. Koniec końców największą z przewin jest jednak ciągły, permanentny deficyt budżetowy i stale rosnący deficyt sektora finansów publicznych, mimo łatania go wyprzedażą majątku. Innymi słowy – grzechem jest życie ponad stan. A grzech to strukturalny.

[wyimek][link=http://blog.rp.pl/salik/2010/02/11/finanse-grzechu/]Skomentuj na blogu[/link][/wyimek]

Ponad stan żyją dziś wszyscy – Amerykanie, Grecy czy Niemcy. W końcu żyć tak jest przyjemniej niż zaciskać pasa. I choć kolejne rządy – od AWS przez SLD, PIS i PO – uparcie twierdzą, że zaciskanie w Polsce ma miejsce, to obwód w pasie jakby nam przyrósł – i to aż dwukrotnie. Wydatki budżetu wzrosły ze 156 mld zł w 2000 r. do 301 mld zł w 2010 r.

Przykład rządów w Dublinie, Atenach, Lizbonie, Madrycie, Budapeszcie powinien być dla rządzących w Polsce lekcją. To ostatni dzwonek dla reformy finansów. Można mieć nadzieję, że plan Tuska to więcej niż tylko próba leczenia grzechu nadmiaru.

Ale nadzieja nie daje pewności. W końcu wszystkie rządy mają to do siebie, że grają pod publiczkę. Bo to ona decyduje, kto ma władze. A wielu Polaków wciąż zdaje się myśleć, że nie po to pokolenia cierpiały biedę socjalizmu i walczyły o dobrobyt w kapitalistycznej dżungli, by nagle im to poczucie dobrobytu odebrano. Tym bardziej tym, którzy takiego poczucia nie mają. A tych w Polsce wciąż jest sporo. Warto jednak zaryzykować, bo za dziesięć lat może być za późno.