Na początku marca Jan Krzysztof Bielecki zaczął wykładać na Wydziale Zarządzania Uniwersytetu Gdańskiego. Jego wykłady odbywają się pod hasłem “Wyzwania dla biznesu w XXI wieku”. Bielecki ma dar opowiadania i przyciągania uwagi słuchaczy. Ma też o czym mówić. Kim dziś jest – bardziej politykiem czy biznesmenem?
Na pewno jest fanem piłki nożnej. Doskonale potrafi przewidywać, co się będzie działo na boisku. – I takie umiejętności przekłada właśnie na biznes – mówi szef jednej z giełdowych firm, który miał okazję nie tylko z nim oglądać mecz, ale i prowadzić interesy.
Do pierwszej ligi biznesowej wszedł dopiero 1 października 2003 roku, gdy po zakończeniu kadencji w Europejskim Banku Odbudowy i Rozwoju w Londynie (gdzie reprezentował Polskę) zaczął kierować bankiem Pekao. UniCredit, włoski właściciel polskiej instytucji, postawił na napastnika, który dzięki doświadczeniu i sprytowi szybko zasłużył sobie na przezwisko Srebrny Lis. Tak nazywali go jego współpracownicy w trakcie jego ponadsześcioletniej prezesury w tym drugim co do wielkości banku w Polsce. Nawiasem mówiąc, to przezwisko ma także konotacje piłkarskie. Swego czasu Srebrnym Lisem nazywano także Fabrizio Ravanellego, włoskiego napastnika, który grał w latach 90. m.in. w Juventusie Turyn i Olympique Marsylia.
[srodtytul]Rozbroił bombę energetyczną [/srodtytul]
Jeżeli ktoś w centrali UniCreditu w Mediolanie miał wątpliwości co do tego, czy podjęto dobrą decyzję, wybierając byłego premiera i lidera Kongresu Liberalno-Demokratycznego na prezesa Pekao, to po pierwszych efektach jego pracy obawy zniknęły. Odegrał on bowiem kluczową rolę w rozbrojeniu tykającej bomby, jaką dla Pekao były tak zwane kontrakty długoterminowe (KDT) w energetyce. Na ich rozwiązaniu bank mógł stracić setki milionów złotych. Dzięki tym kontraktom elektrownie zaciągnęły ponad 20 mld zł kredytów, z czego część zajmowała portfel m.in. Pekao.