Wzrost sprzedaży aut w USA, dobry sygnał dla gospodarki

Zdaniem ekonomistów niewierzących w interwencjonizm państwowy kryzys musi się „wypalić", by doszło do wzrostu popytu i wznowienia inwestycji

Publikacja: 10.01.2013 00:05

Wzrost sprzedaży aut w USA, dobry sygnał dla gospodarki

Foto: Fotorzepa, Kar Karol Zienkiewicz

Pasjonując się najpierw kryzysem zadłużeniowym wywołanym pękaniem baniek kredytowych, a potem kryzysem fiskalnym większości rozwiniętych państw, nieco straciliśmy z oczu „normalny" kryzys koniunkturalny. Zapewne wzmocniły go zaburzenia finansowe, ale miał także klasyczne przyczyny. Były one związane ze zmniejszaniem się popytu na dobra trwałe, wyhamowywaniem inwestycji, wzrostem bezrobocia. Wszystko to negatywnie oddziaływało na koniunkturę.

Kuracja polegająca na dodatkowej kreacji pieniądza przynosi umiarkowane wyniki, bo pieniądz ten pozostaje w sektorze finansowym i w bardzo niewielkim stopniu stymuluje dodatkowy popyt oraz inwestycje w sferze realnej. Tak twierdzą ci ekonomiści, którzy nie bardzo wierzą w interwencjonizm państwowy i możliwość pobudzania gospodarki zastrzykami gotówki. Ich zdaniem kryzys musi się „wypalić". Gospodarka musi dotrzeć do takiego punktu, w którym niepełne reprodukowanie dóbr trwałych doprowadzi do wznowienia inwestycji.

Jeśli tak jak przed laty za wskaźnik stanu reprodukcji uznamy przemysł i rynek motoryzacyjny, możemy odnotować światełko w tunelu. W ubiegłym roku w Stanach Zjednoczonych wzrosła sprzedaż nowych samochodów. Kupiono aż 14,5 mln aut. Wprawdzie jest to dużo mniej niż w rekordowym  2000 roku (17,4 mln), ale o 40 proc. więcej niż w najgorszym pod tym względem 2009 roku oraz o 13,4 proc. więcej niż w roku ubiegłym. Przyrost jest największy od 28 lat. Prognozy także są optymistyczne. W tym roku sprzedaż ma wynieść ponad 15 mln aut.

Gorzej jest w Europie. Tu producenci zakończyli rok spadkiem sprzedaży o 7,5 proc. Dobre wyniki osiągnęły tylko te firmy, które wykorzystały rosnący popyt w Stanach oraz Chinach i powiększyły swój eksport.

Polska niestety nie ma dobrej oferty dla tych rynków. Dlatego odnotowaliśmy aż 20-proc. spadek sprzedaży. I nic w tej sprawie  zrobić się nie da. Nasza produkcja jest prawie dwukrotnie wyższa niż całkowity popyt krajowy. Zatem nawet gdyby usiłowano poprzez dotacje (czy nawet zakazy importowe) zrealizować lubiane przez niektórych polityków hasło: kupuj polskie, sytuacja niewiele by się zmieniła.

Pozostaje nam więc czekać i mieć nadzieję, że połączony, mocny popyt amerykańsko-chiński zacznie się przenosić na inne rynki. A i w samej Europie kryzys się wypali.

Pasjonując się najpierw kryzysem zadłużeniowym wywołanym pękaniem baniek kredytowych, a potem kryzysem fiskalnym większości rozwiniętych państw, nieco straciliśmy z oczu „normalny" kryzys koniunkturalny. Zapewne wzmocniły go zaburzenia finansowe, ale miał także klasyczne przyczyny. Były one związane ze zmniejszaniem się popytu na dobra trwałe, wyhamowywaniem inwestycji, wzrostem bezrobocia. Wszystko to negatywnie oddziaływało na koniunkturę.

Kuracja polegająca na dodatkowej kreacji pieniądza przynosi umiarkowane wyniki, bo pieniądz ten pozostaje w sektorze finansowym i w bardzo niewielkim stopniu stymuluje dodatkowy popyt oraz inwestycje w sferze realnej. Tak twierdzą ci ekonomiści, którzy nie bardzo wierzą w interwencjonizm państwowy i możliwość pobudzania gospodarki zastrzykami gotówki. Ich zdaniem kryzys musi się „wypalić". Gospodarka musi dotrzeć do takiego punktu, w którym niepełne reprodukowanie dóbr trwałych doprowadzi do wznowienia inwestycji.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację