Niemiecki bank centralny był pod ogromną presją opinii publicznej – falą gospodarczego nacjonalizmu. Wydany w zeszłym roku raport niemieckiego Federalnego Biura Audytu, wskazuje na to, że ta „wszechpotężna instytucja" przez wiele lat praktycznie nie miała pojęcia, co się dzieje z jej rezerwami złota przechowywanymi w nowojorskim oddziale Rezerwy Federalnej. Oficjalnie znajduje się tam 1536 ton złota, niemal połowa narodowych rezerw. Nikt nigdy jednak nie przeprowadził ich audytu. W 2007 r. po wielu prośbach pozwolono urzędnikom Bundesbanku zobaczyć skarbiec, w którym trzymany jest kruszec. Zezwolono im wejść jedynie do przedsionka składu. W 2011 r. po kolejnej serii nalegań Bundesbanku specjalnie dla Niemców otwarto jeden z sejfów i zważono kilka wyjętych z niego sztabek. Ustalenia tego „badania" są jednak tajne. To zaś owocuje wysypem teorii spiskowych o tym, że niemieckie złoto zostało pożyczone bankom dokonującym manipulacji, mających na celu zduszenie cen tego kruszcu. Bundesbank, pod presją narodu i jego politycznych reprezentantów postanowił więc przeciąć te spekulacje.

Repatriację złota należy jednak traktować przede wszystkim jako wyraz dążeń niemieckiego państwa do zwiększania swojej suwerenności. Nie trudno się domyślić, że w czasach Zimnej Wojny piwnice Bundesbanku nie były bezpieczną lokalizacją dla narodowych rezerw kruszcu. Sowieckie czołgi mogły wszak w godzinę dojechać do nuklearnych zgliszczy Frankfurtu. Ale przetrzymywanie niemieckiego złota w Londynie i Nowym Jorku było również zabezpieczeniem na wypadek gdyby Niemcom „znowu coś głupiego wpadło do głowy". W tym kontekście nie dziwi, że niemieckich urzędników dokonujących „audytu" złota w nowojorskim Fedzie traktowano jak przedstawicieli podbitego państwa. Nie dziwi również, że Bundesbank nie chce, by tak postrzegano RFN.