Jeżeli znajdują chwilę, by usiąść, pomyśleć nad życzeniami i starannie je wystukać – to po dwakroć dobrze. Ale jeśli wysyłają mechanicznie dość banalne wierszyki do wszystkich, których mają w pamięci telefonu – to powodów do dumy raczej nie ma. Cieszą się tylko operatorzy komórek.

Esemesowe życzenia stały się znakomitą terapią zastępczą. Oto bowiem przekonujemy sami siebie, że jesteśmy dobrze wychowani (bo nie zapomnieliśmy i wysłaliśmy życzenia), nie dostrzegając, że nasze znajomości stają się coraz bardziej wirtualne. I coraz mniej zobowiązujące. Takie czasy.

Dlatego zanim zdecydujemy, czy wysłać do znajomych esemesa, czy może do nich zadzwonić albo wysłać kartkę pocztową, wyobraźmy sobie, że pod naszą choinką nie ma prezentów. Są tylko informacje o tym, co ktoś nam chciał ofiarować. Takie wirtualne prezenty, upominki, po które nie trzeba stać w kolejkach, których nie trzeba wymyślać, kupować, pakować. Których nie trzeba chować po kątach, by do wieczora 24 grudnia nie znaleźli ich najbliżsi. Ale za które i tak trzeba zapłacić. To nie jest miła wizja. Dlatego z okazji świąt Bożego Narodzenia życzymy Czytelnikom samych najlepszych rzeczy. Nie esemesem, ale drukiem. I mamy nadzieję, że będziemy o sobie pamiętać nie tylko od święta, ale przez cały rok.

Skomentuj - blog.rp.pl