Tymczasem pomysł, by prywatne pieniądze wsparły wielkie publiczne inwestycje, był bardzo dobry. Ta metoda z powodzeniem wykorzystywana jest w kilku krajach. I to nie tylko w tak rozwiniętych jak Anglia, ale i na Węgrzech.
Dlaczego w Polsce się to nie udało? Fachowcy uważają że powodem były zbyt wysokie wymagania postawione w ustawie prywatnym partnerom. Na pewno nadmiar formalności i związane z nim koszty są poważną przeszkodą, ale trzeba pamiętać o atmosferze panującej w Polsce wokół wszystkich przedsięwzięć prowadzonych na styku sektorów prywatnego i publicznego. Najlepiej odzwierciedla to słynna już reklamówka wyborcza PiS z hasłem „mordo ty moja". Chyba nie było w Polsce żadnej dużej inwestycji publiczno-prywatnej, która nie skończyłaby się jeżeli nie skandalem, to choćby druzgocącym protokołem pokontrolnym NIK.
Wystarczy przypomnieć awantury wokół trzech autostrad budowanych przez prywatny kapitał w systemie koncesyjnym. Prawie zawsze się okazywało, że albo państwo przepłaciło, albo prywatny inwestor nie dotrzymał zobowiązań.
Tak więc niewykorzystywanie PPP to nie tylko efekt zbyt restrykcyjnych wymagań prawnych, ale skutek nieprawidłowości w relacjach na linii państwo – prywatny kapitał. Musimy to zmienić, bo Polska potrzebuje wielkich inwestycji, z którymi rząd nie daje sobie absolutnie rady.
Włączenie do nich prywatnych pieniędzy wymaga nie tylko zliberalizowania przepisów, ale przede wszystkim maksymalnej przejrzystości i otwarcia wszystkich procesów decyzyjnych. Tylko pewność, że dane zadanie wykonuje firma, która zaoferowała najkorzystniejsze warunki i jest w stanie je wykonać, może uspokoić opinię publiczną. Jeżeli tego się nie zrobi, to skrót PPP będzie rozwijany jako „prokurator prawie pewny".