Rowerowy biznes z muzeum w tle

Czesław Ciućkowski połączył biznes ze sportową pasją i kolekcjonerstwem. Dla pieniędzy handluje rowerami, a dla przyjemności prowadzi prywatne muzeum – pisze Iwona Trusewicz

Publikacja: 18.01.2008 02:04

Rowerowy biznes z muzeum w tle

Foto: Fotorzepa, Jak Jakub Dobrzyński

Swoje sklepy z rowerami mają słynni kolarze Tadeusz Mytnik, Ryszard Szurkowski, Janusz Kowalski. Czesław Ciućkowski też przez 15 lat był kolarzem. Nie tak znanym, ale to jego sklep bije teraz na głowę ofertą i powierzchnią salony starych mistrzów. Na 2000 mkw. stoi tysiąc rowerów. Do tego stoisko z odzieżą kolarską, częściami, samochodowymi bagażnikami na rowery, gadżetami, warsztat serwisowy i wypożyczalnia. Na ścianach zawodnicze trofea właściciela i tablice z opisem sponsorowanych i serwisowanych przez niego wypraw kolarskich.

W głębi sklepu wzrok przyciągają ogromne koła XIX-wiecznych bicykli. Tu zaczyna się muzeum. – Teraz to nawet wygląda – uśmiecha się właściciel – ale początki to była trudna lekcja wolnego rynku.

Dla niego było czymś naturalnym, że po 15 latach zawodowstwa – mieścił się w dwudziestce najlepszych polskich kolarzy – może w życiu robić tylko to, co zna i kocha.

Mieszkał wtedy w Dobrym Mieście leżącym 25 km od jego warsztatu. Drogę do pracy i do domu pokonywał w 40 minut, oczywiście rowerem. Naprawiał toporne, ciężkie, z niewygodnymi siodełkami i kiepskimi hamulcami rowery produkowane przez państwowego monopolistę rowerowej branży czasów socjalizmu, bydgoski Romet.

Działkę pod sklep kupił zaraz na początku polskich przemian. Przez trzy lata wraz z kolegą stawiali na wylotowej ulicy Olsztyna obszerny pawilon. Po pierwsze rowery na sprzedaż Ciućkowski pojechał do Tadeusza Mytnika, który miał hurtownię w Gdyni.

Do hurtowni w garażu w Przasnyszu, z której wyrosła rowerowa potęga – firma Kross, Ciućkowski jeździł co dwa dni. Rowery wiązał w pęczki i układał piętrowo na przyczepce. Ledwie dojechał do sklepu, towar schodził na pniu. Nie nadążał z dostawami.

Zbigniew Sosnowski, właściciel Krossu, także dostrzegł w rowerach złotą żyłę. Nie ograniczał się do handlu, ale zainwestował w montownię. Od podstaw powstały: hala montażowa z czterema liniami, spawalnia ram i widelców rowerowych, obręczownia, nowoczesna lakiernia, w pełni zautomatyzowany magazyn.

Dziś Kross jest czołowym producentem rowerów w Europie i liderem w Polsce (firma podaje, że ma ok. połowy krajowego rynku). W 2005 r. uruchomił oddziały w Niemczech i Rosji. W 2006 r. sprzedał w kraju i za granicą w sumie 800 tys. rowerów.

Ciućkowski wciąż kupuje rowery w Przasnyszu, ale już nie jeździ tam z przyczepką.

– Współpracuję z ok. 50 firmami z branży rowerowej. System zakupów zmienił się. Tak duzi odbiorcy jak ja kontaktują się z producentami przez Internet. Moja księgowa wysyła zamówienie do firmy i za dwa dni przyjeżdża samochód z towarem – tłumaczy.

Arkadiusz Trzciński z Krossu potwierdza, że olsztyński salon jest jednym z liczących się odbiorców i że takie sklepy to przyszłość branży.– Polacy przestają kupować tanie rowery niewiadomego pochodzenia, których pełno w supermarketach. Potwierdziły to badania sondażowe dotyczące rynku rowerowego, które przeprowadzono na zlecenie naszej firmy. Na pytanie o miejsce zakupu roweru 70 proc. badanych wskazała na sklepy specjalistyczne. Takie jak pana Ciućkowskiego. A 80 proc. odpowiedziało, że tylko w sklepach specjalistycznych szuka informacji o rowerach.

Esperci szacują wartość polskiego rynku rowerowego na ponad 0,5 mld zł. Rowerowy biznes wciąż się rozpędza, bo Polacy zakosztowali w dwóch kółkach. Roczna sprzedaż szacowana jest na ok. 1,2 mln sztuk.

W miastach i poza nimi przybywa ścieżek i szlaków rowerowych, a najdroższe dwukołowce dostępne w polskich sklepach zaspokajają marzenia największych snobów – za kosmiczne, superwytrzymałe i lekkie materiały i wagę ok. 6 kg zapłacimy nawet 30 tys. złotych.

W salonie Ciućkowskiego można trafić na rowery wielu firm. Najtańsze są składaki (od 340 zł), o które najczęściej pytają starsi klienci, najdroższe kosztują nawet ponad 10 tys. zł. Właściciel mówi, że tych najdroższych sprzedaje tygodniowo po kilka.

Wartość polskiego rynku rowerowego szacuje się na ponad pół miliarda złotych. Rowerowy biznes wciąż się rozpędza

– Mody rowerowe się zmieniają. Mało teraz jest chętnych na rowery szosowe. Uniwersalnym rowerem stał się „góral” i na niego ciągle jest popyt. Ale klienci szukają też rowerów typowo miejskich – wygodnych, dużych i z koszykami na zakupy. W modzie są eleganckie marki trekkingowe, crossowe. Przyzwoitej klasy model musi kosztować ponad tysiąc złotych.

Jan Zasada, właściciel jednej z większych polskich firm produkujących rowery (Zasada Rowery montuje ok. 75 tys. jednośladów rocznie, udział w rynku – ok. 7 proc., najbardziej znana marka – Maxim), potwierdza, że drugiego takiego sklepu jak salon Ciućkowskiego w Polsce nie ma.

– Współpracujemy od wielu lat. Ten salon jest nie tylko bardzo duży, ma ogromy asortyment, ale także stawia na jakość i kompleksową obsługę. To ważne, bo problemem naszej branży jest brak fachowców. Przyjmując do pracy inżyniera wysokiej klasy i z doświadczeniem np. w przemyśle metalowym, muszę go uczyć wszystkiego. W Polsce nie ma szkoły, która uczyłaby rowerowego fachu. Mocną stroną Ciućkowskiego jest to, że sam potrafi wszystko zrobić – mówi Zasada.

Czesław Ciućkowski sam uczył fachu swoich serwisantów, a np. w Niemczech od lat działa szkoła kształcąca mechaników rowerowych. Późna jesień to dla rowerowych sklepów martwy sezon, więc właściciel osobiście przygotowuje i naprawia rowery. Dziennie potrafi ich złożyć kilkaset.

Polskie rowery tak naprawdę są mało polskie. Jan Zasada części do produkowanych w swoich zakładach jednośladów kupuje w 15 krajach, m.in. w Szwecji, Hiszpanii i Chinach.

– W Czechach istnieje prawdziwa kultura rowerowa. Cykliści mają na drogach pierwszeństwo, nikt ich nie spycha do rowu, są świetne ścieżki i drogi w miastach. Tam całe rodziny jeżdżą na rowerowe wycieczki, a miejscowe firmy produkują wiele podzespołów. My kupujemy od Czechów obręcze, szprychy, piasty – wymienia.

Ramy to przede wszystkim produkt tajwański. Ten kraj zmonopolizował też produkcję dynam. Japończycy słyną z przerzutek i hamulców. Chińczycy robią wszystko, co im się zleci. W Polsce kilka firm produkuje szprychy, części mechaniczne robi zakład w Kowalewie Wlkp. (Arkus & Romet Group sp. z o.o.). Były szosowy mistrz świata Janusz Kowalski (firma Saiko) produkuje pod Poznaniem m.in. obręcze i koła.

Adam Żuchliński z Gdyni rocznie sprzedaje ok. 4000 rowerów. Jego salon też jest ogromny: 1500 mkw. – Znamy się od dawna, spotykamy trzy, cztery razy w roku na targach. Nie konkurujemy, ale współpracujemy. Czesiek zaczynał od małego warsztatu, ja od sklepu w garażu, w którym wcześniej był magiel – opowiada.

Ciućkowski zazdrości Żuchlińskiemu jednego – lokalizacji. Olsztyn to nie jest duże miasto (170 tys. ludzi) i do tego nie tak bogaty jak Trójmiasto.

Aby wzbogacić ofertę, salony mają wszystko, czego cyklista potrzebuje: kolorowe, ergonomiczne ubrania (Ciućkowski: „schodzą najgorzej, a kobiety to takich ubrań prawie wcale nie kupują”); gadżety (liczniki, siodełka, lampki, lusterka itp.), kaski i części, bagażniki, fachowa prasa. Biznes się rozwija, bo jak oceniają przedsiębiorcy, rentowność w handlu rowerami sięga nawet 20 proc.

Żaden sklep nie ma jednak tego, co można zobaczyć w Olsztynie: liczącego 200 eksponatów muzeum rowerów.

– Kilka lat temu zorganizowaliśmy w naszych zakładach w Wieluniu konkurs. Ludzie przywozili nam stare, ciekawe rowery z udokumentowanym pochodzeniem, a zwycięzcy mogli je wymienić na nowe. Najciekawsze egzemplarze trafiły do muzeum Ciućkowskiego, bo drugiego takiego nie ma w Polsce – mówi Jan Zasada.

Kolekcjonerska pasja byłego kolarza zaczęła się od spotkania z pewnym klientem 15 lat temu.

– Powiedział, że ma na działce rower na drewnianych kołach. To mnie zaintrygowało, bo choć całe życie jeżdżę na rożnych rowerach, to takiego nie widziałem – opowiada Ciućkowski. To był pierwszy zakup muzeum – łucznik extra z autentyczną gwarancją z 1939 r. oraz z pozwoleniem na jazdę. Dziś takich rowerów jest w kolekcji ponad 60. Do tego 200 lamp karbidowych i na naftę, które naszym dziadkom i pradziadkom oświetlały drogę podczas jazdy. Jest tablica rejestracyjna polskiej damki z 1938 r. Półwieczna indyjska riksza ozdobiona napisami, z zielonym baldachimem i siedzeniem wyłożonym purpurowym aksamitem. I bicykl angielski z 1870 roku z drewnianymi pedałami i metalową podpórką umożliwiającą wejście na rower.

– Przywiozłem go z Niemiec. To była kupa złomu, składałem go półtora roku – śmieje się.

Dziś w kolekcji są już dwa bicykle. Wiele eksponatów Ciućkowski kupił od pasjonata z Warszawy, który stare rowery trzymał w mieszkaniu. Ciućkowski ma dwa wciąż niespełnione marzenia: żeby jego muzeum znalazło godne miejsce w centrum Olsztyna, bo tam zawsze jest tłum turystów. I żeby miasto doprowadziło do jego salonu ścieżkę rowerową i wyremontowało parking. – Rocznie płacę do miejskiej kasy 25 tys. zł podatku od nieruchomości, ale przez lata władze Olsztyna nie zrobiły nic, by wyremontować drogi i pobudować ścieżki.

Olsztyn ma mało rowerowych ścieżek, za to dużo dziurawych ulic i krzywych chodników. Nie ma ciągów rowerowych między 11 jeziorami, którymi szczyci się miasto, a o muzeum rowerów wiedzą nieliczni.

Swoje sklepy z rowerami mają słynni kolarze Tadeusz Mytnik, Ryszard Szurkowski, Janusz Kowalski. Czesław Ciućkowski też przez 15 lat był kolarzem. Nie tak znanym, ale to jego sklep bije teraz na głowę ofertą i powierzchnią salony starych mistrzów. Na 2000 mkw. stoi tysiąc rowerów. Do tego stoisko z odzieżą kolarską, częściami, samochodowymi bagażnikami na rowery, gadżetami, warsztat serwisowy i wypożyczalnia. Na ścianach zawodnicze trofea właściciela i tablice z opisem sponsorowanych i serwisowanych przez niego wypraw kolarskich.

Pozostało 94% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację